Najnowsze komentarze
czopkizdup do: Wbrew prawom fizyki.
"Łamanie praw fizyki". Prawa fizy...
http://ataman.junak.net/
Zbycho_Jura do: No i wuj, że Hyosung!
Ja już o tym pisałem - ale wspomnę...
yamaha xj600n do: No i wuj, że Hyosung!
wszyscy tzw.znawcy pewnie jeżdżą a...
AAAaaaAAaa do: Czerwona gorączka.
"Ma to coś wsþólnego z gausow...
Więcej komentarzy
Moje linki

16.05.2013 20:51

Ewolucja (?)

Ten wpis będzie o własnych przemyśleniach w temacie historii budowy customów i o subiektywnych wnioskach. Wnioskach niekoniecznie zgodnych z ogólnie przyjętym kanonem, który to kanon mam w tym samym miejscu co wszystko, z czym mi nie po drodze.

Przychodzi taki czas w życiu przedstawicieli myślącej części dwunożnego społeczeństwa, że to co oczywiste, bezpieczne, czyste i normalne (wedle „kanonu”) przestaje wystarczać. I co wtedy, co dalej, jak żyć, czym wypełnić czas, którego może nie ma za dużo, ale nie chcemy go już marnować na bylejakość i zwyczajność? Dla całkiem sporej grupy odpowiedź miała (i nadal ma) dwa koła i silnik. Tak pojawia się dwunożne stworzenie, dosiadające dwukołowej maszyny, które to zjawisko w dalszej części wywodu będzie zwane motocyklistą.

Motocykliści, wbrew pozorom, nigdy nie byli przypadkami jednostkowymi, a to nieuchronnie prowadziło do spotykania się owych na drogach. Natomiast behawioryzm tych istot sprawiał, że przypadki spotkania występujące jednocześnie ze zbieżnością kierunków przemieszczania prowadziły do zaistnienia rywalizacji. Objawiało się to wzajemnymi próbami wyprzedzenia „konkurenta” - zjawisko to nazywamy wyścigiem.

Oczywistym jest, że zwycięzca mógł być jeden, a skoro tak, to był i przegrany. Bądź przegrani, gdyż taki spontaniczny (czy intencjonalny) wyścig nie musiał się ograniczać do dwóch uczestników. A skoro był przegrany, to była i urażona duma, a co za tym idzie, chęć odegrania się. Tylko jak, skoro maszyna zwycięzcy wyraźnie miała odejście i lepiej chodziła po zakrętach? Odpowiedź była zawsze prosta: Potrzeba mocniejszej, szybszej i ogólnie, sprawniejszej maszyny. A wtedy okazywało się, że na rynku albo nie ma szybszych, albo są poza zasięgiem nieszczęśnika pałającego chęcią odwetu. Niektórzy się poddawali i odpuszczali, inni brali sprawy we własne ręce i to dosłownie.

Garaż lub szopa, podstawowe narzędzia i zasada stara jak wyścigi: Im mniej silnik będzie dźwigać, tym szybsza będzie maszyna. Z seryjnych motocykli pozostawało tylko to, co było niezbędne do jazdy. To oczywiście na długo nie wystarczało, więc wprowadzano modyfikacje silnika, zawieszeń, ramy i wszystkiego innego, co domorośli konstruktorzy wyścigowcy uznali za konieczne, łącznie ze składaniem z kilku różnych, jednej maszyny, wykorzystując części uznawane za najlepsze w swojej klasie.

Dokładnie tak powstawały pierwsze streetfightery, budowane na bazie nie najnowszych już w dniu przebudowy, super-sportów obdartych z owiewek, z kierownicami, zawieszeniami i układami jezdnymi przystosowanymi do jak najszybszego przemykania ulicami miast. A prym wiodły tu niezniszczalne olejaki od Suzuki – bo były tanie, mocne i podatne na modyfikacje.

Kilkadziesiąt lat wcześniej, dokładnie takie same założenia leżały u podstaw powstawania modnych dzisiaj cafe-racerów, które to z racji uwarunkowań geograficznych, mechanicznie były (przynajmniej na początku) na wskroś brytyjskie.

Jeżeli jednak cofniemy się jeszcze trochę wstecz, znajdziemy początki kolejnego nurtu o identycznej genezie, chociaż dzisiaj zupełnie nie kojarzącego się z jakimkolwiek ściganiem. Wedle mojego rozeznania, to co doprowadziło do powstania street-fighterów i cafe-racerów, trochę wcześniej i na innym kontynencie, stworzyło też choppery!

Dzisiaj, kiedy za sprawą zacierania się pierwotnych znaczeń, chopper to maszyna do spacerowego toczenia się, której głównym zadaniem jest okazywanie pogardy jej właściciela dla pospiechu i średnich krajowych, kiedy cafe-racer to urządzenie do lansu wypielęgnowanego mieszczucha pod knajpą, a street-fighter to przede wszystkim szeroki lacz z tyłu i stroboskopy, w tych czasach ciężko o oryginalny, nowy nurt. A jeżeli powstanie, raczej nie będzie miał „wyścigowego” rodowodu. Tym pierwszym, oryginalnym pomogło to, że fabryczne maszyny były mocno niedoskonałe, co z kolei współcześnie nie ma miejsca, przez co coraz ciężej „poprawić fabrykę”. Z tego powodu buduje się dzisiaj customy nawiązujące do minionych lat, utrzymane w dawnym stylu, bo też tylko tyle z tamtych czasów zostało, tylko styl. I to styl skażony zacierającymi się, przeinaczanymi i przemieszanymi znaczeniami.

I mi to w sumie odpowiada, bo jak już przebuduję Czarną Ciuchcię, to nie mam zielonego pojęcia, czy wyjdzie z tego cafe-racer, czy street-fighter, czy może raczej jakaś mieszanka obydwu z domieszkami nie-wiadomo-czego. Chociaż zapewne ominę choppery, przynajmniej te według współczesnego nam znaczenia.

 

LwG.

Komentarze : 7
2013-05-21 10:01:59 sniadanie

Wydaje mi się, że porównując customa, o którym wspominałem, obrażasz troszkę kowalstwo artystyczne.
Yamah pięknie dziękuje i łączy się cylindrem z XJR-ką nie zapominając także o szacownym Weteranie doprowadzanym do - jak podejrzewam - nowości.

2013-05-18 23:37:48 EasyXJRider

->MisiekGT: Mówisz, zmajstrować sporta ze sqta, kosiarki i pięciu plastikowych wiader... I do tego tylko jedna skrzynka browara, kurcze, może być ciężko. A z tej przyczepy to ma być M5 czy 911?

A tak na serio, to trenuj na tym DL-u, trenuj Waść, wstydu oszczędź!

2013-05-18 14:39:46 misiekgt

Trzymam kciuki - Jak Ci wyjdzie, to pakuje na przyczepę skuter, kosiarkę, 5 plastikowych wiader, skrzynkę browara i jadę do Ciebie - będziemy robić sporta.

2013-05-18 09:20:42 EasyXJRider

->Klurik: Dzięki.

->Śniadanie: Jako spaczony umysł ścisły, przedkładam funkcję nad formę. Dla tego niezależnie od stopnia zdobienia sprzętu, dopóki spełnia on swoją podstawową funkcję (jeździ - im lepiej tym lepiej...sic) to jest dobrze. Sprzęty budowane "dla sztuki" będące praktycznie nieruchomościami są dla mnie niczym więcej niż kowalstwo artystyczne, czyli kutym ogrodzeniem do którego ktoś dla hecy wstawił silnik.
Maszyna, którą wspominasz, to właśnie takie kowalstwo, nic więcej.
Pozdrówka dla Yamaha.

->Klurik: Hogzilla... Zupełnie nie moja bajka.

2013-05-18 00:02:58 klurik

Ale nie chodzi o Billy'ego Gibbonsa i Hogzille? http://farm8.staticflickr.com/7239/7398722490_d72c9c3029_n.jpg

2013-05-17 11:19:45 sniadanie

Podobają mi się wszystkie customy pod warunkiem, że nie są robione dla pewnego wokalisty, którego pseudonimu nie śmiem nawet wypowiedzieć.
I przyznam szczerze, że nawet te największe cudaki złożone z kompletnie nie przystających do siebie części mają w sobie jakiś urok.
Ale i tak - trudno, żeby było inaczej - najbardziej podoba mi się mój Custom. :-)

2013-05-17 07:49:51 klurik

Trzymam kciuki za efekt końcowy :)

  • Dodaj komentarz