Najnowsze komentarze
czopkizdup do: Wbrew prawom fizyki.
"Łamanie praw fizyki". Prawa fizy...
http://ataman.junak.net/
Zbycho_Jura do: No i wuj, że Hyosung!
Ja już o tym pisałem - ale wspomnę...
yamaha xj600n do: No i wuj, że Hyosung!
wszyscy tzw.znawcy pewnie jeżdżą a...
AAAaaaAAaa do: Czerwona gorączka.
"Ma to coś wsþólnego z gausow...
Więcej komentarzy
Moje linki

02.05.2013 12:36

Dobrze albo wcale.

Pełzła sobie dżdżowniczka, wpieprzyła ją kurka,
Takie to rodzajowe obrazki z własnego podwórka
Serwuje Wam EasyXJRider, co kurwica go bierze
Że miast na moto mykać, obserwuje to zwierze (gospodarskie).

Tak mnie naszło...

Sezon w pełni. Co prawda tutaj, na północy za ciepło nie jest, ale w normalnych okolicznościach zapewne od miesiąca już bym codziennie jeździł do pracy w jedyny słuszny sposób, czyli motocyklem. Tym bardziej, że zmieniłem niedawno pracodawcę i teraz mam jeszcze dalej niż miałem, przy czym największy przyrost odległości nastąpił po stronie jazdy miejskiej.

A ja zamiast przemykać się jednym śladem, marnuję czas i wszystko co z nim związane, na tkwienie w korkach. Jebca dostać można. No, ale po kolei.

Dziadek Gix to już ćwierćwieczna maszyna. Jeżeli do tego dołożymy sportowy rodowód, dotrze do nas świadomość niejednego paciaka i innych przygód poza-asfaltowych, jakie ten sprzęt musiał zaliczyć. Jak świat światem, a motocykliści motocyklistami, taki właśnie los sportów. W zasadzie, to za szczęśliwy zbieg okoliczności należy uznać fakt, że maszyna nie została do tej pory zgruzowana i choć mocno zmęczona kilometrami, znalazła miejsce w mojej stodole wciąż będąc kompletna, w jednym kawałku i ze wszystkimi częściami oryginalnymi. Jednak to co z daleka wygląda na rewelację, w zbliżeniu powoduje reakcję zwaną opadem witek...

Pod koniec zeszłego sezonu uznałem Gixa za wartego przywrócenia do stanu możliwie idealnego, tudzież „kolekcjonerskiego” - to modne ostatnio określenie. Poświęcając tematowi resztki wolnego czasu, wraz z nastaniem zimy rozpocząłem remont. I jak to bywa przy takich imprezach, renowacja jednej części pociągała za sobą konieczność wymiany lub regeneracji kolejnej.

Na przykład z plastikami było tak, że dwa okazały się zbyt potrzaskane (i gównianie „naprawione”) i trzeba było wyszukać inne. Znalazłem, ale w innym kolorze... Nic to, malowanie i tak było konieczne, więc ten paskudny niebieski nie był jakimś wielkim problemem.

Potem naszła mnie refleksja dotycząca śrub mocujących plastiki, które to pochodziły z bardzo wielu źródeł, jednak żadne z nich nie leżało w Japonii. Zależy mi na wyglądzie możliwie oryginalnym, więc po dłuższych poszukiwaniach śrubek o odpowiednim wyglądzie, poddałem się i zamówiłem oryginalne. Podobnie miała się sprawa z plastikowymi podkładkami pod te śrubki. I znowu czas i kasa, kasa i czas...

Potem były lusterka, które po regeneracji prezentują się tak dobrze, że w porównaniu z nimi obudowy kierunkowskazów wyglądały niczym wygrzebane na szrocie... Tym oto sposobem poddałem odpowiednim zabiegom regeneracyjno-kosmetycznym wszystkie nielakierowane elementy karoserii. Niby fajnie tyle, że zanim skończyłem, luty miał się ku końcowi. Na szczęście marzec był śnieżny i zimny jak cholera, więc spokojnie dalej grzebałem się w warsztacie przy moim klasyku.

W marcu dotarło do mnie, że pordzewiały układ wydechowy nie będzie pasował do świeżutkich plastików. Nawet, jeżeli w większości niewidoczny, to sama świadomość jego bylejakości nie dawałaby mi spokoju. Po kilku ingerencjach przeprowadzonych przy pomocy spawarki, szlifierki i frezarki ręcznej, wszystkie rury pomalowałem farbą żaroodporną. Ta z kolei po wyschnięciu wymaga wygrzewania przez pół godziny w stu sześćdziesięciu stopniach Celsjusza... No ja pierdolę, trzeba zbudować komorę do wygrzewania... Na szczęście nie wyrzuciłem jeszcze na złom starego bojlera! Trochę cięcia, spawania, do tego kilka płyt wełny mineralnej z czasów remontu mojej ruderki, jeszcze palnik gazowy i komora jak się patrzy. W zasadzie to lepiej nie patrzeć, bo wygląda ohydnie i beznadziejnie, czyli tak:

 

Jako jednorazówka, powinna się sprawdzić... Mam nadzieję.

Jednak prawdziwe zwątpienie przyszło wraz z przeglądem zawieszenia. Po dwudziestu pięciu latach na drogach, skończył się okres przydatności zabezpieczeń antykorozyjnych na przednich teleskopach, o czym dobitnie przekonały mnie ostatnie Motomikołaje. A dokładnie wykwity korozji na powierzchniach aluminiowych po tej imprezie. Dla tego uznałem, że trzeba to odnowić, a skoro przedni zawias będzie się błyszczał, tylny też powinien. Przy okazji uknułem plan wymiany wszystkich łożysk na nowe. Zwłaszcza, że z tyłu odczuwałem w sezonie wyraźne luzy zawieszenia.

Cóż, luzy na łożyskach rzeczywiście były, a przy okazji, w ramie... Wyrobione gniazda ośki wahacza – masakra.

Po załamce, która minęła po kilku piwach, postanowiłem walczyć o przywrócenie Dziadka Gixa naszym drogom. Nie może tak być, żeby wyrobione i zowalizowane otwory w ramie okazały się problemem nie do przejścia dla mnie, konstruktora maszyn z kilkunastoletnim doświadczeniem, w tym kilkuletnim z warsztatu prototypowego (tak, teraz się przechwalam)! Postanowiłem zbudować wytaczak (takie urządzenie do współosiowego roztaczania długich lub odległych otworów – ciągle się przechwalam), a potem tulejować te cholerne otwory. Kilka piw więcej, trochę szkiców, wizyta u znajomego tokarza i elementy potrzebne do reanimacji tylnego zawieszenia już leżą w moim warsztaciku na stole. Powinno się udać. Pierwsze podejście w najbliższą sobotę.

A puki co, gdy piszę te słowa, Dziadek Gix prezentuje się tak:

 

LwG. Nawijajcie w spokoju kilometry i trzymajcie kciuki.

P.S. O takich duperelach, jak malowanie felg, wymiana łożysk w kołach, gum zabieraka, klamki sprzęgła, dźwigni zmiany biegów, setów kierowcy i innych, pomniejszych nie wspominam, bo bym się za bardzo rozpisał.

P.S.2. Jak wszystko pójdzie dobrze, to może opublikuje kilka wpisów typu DIY. Wyjątkowo, dokumentuję remont na zdjęciach.

Komentarze : 6
2013-05-07 06:00:47 EasyXJRider

->Misiabela: No, ten sezon może i tak ma, jednak spośród moich znajomych tylko ja jeszcze tkwię w puszce - co mi humoru nie poprawia.

Wiadomość z ostatniej chwili: Wytaczanie i tulejowanie przebiegło pomyślnie, prawdopodobnie. Bo wszystko i tak zweryfikuje jazda.

2013-05-04 23:10:43 misiabela

Ten sezon chyba tak ma, gdzie nie spojrzę ktoś znajomy i nieznajomy składa moto zamiast jeździć :-)
Od tego patrzenia i mojemu moto się zachciało wymiany rozrządu!!!
Łączę się w niejeżdżeniu :-(

2013-05-03 21:13:52 EasyXJRider

->Śniadanie: A gdyby nad tym bojlerem starym popracować jeszcze odrobinkę, można by go za autoklaw uznać i przyzwoite kompozyty porobić - Węglowy moto ze starego bojlera z jeszcze starszego chlewa, to dopiero byłaby jazda. Lepiej niż u Brittena!

->Dawid Etc: To szpargały do Gixa szybciej dotarły, chociaż z kilku krajów, ba - kontynentów, ściągane były...

->Misiek GT: Zarówno jeden jak i drugi obiekt zazdrości były i są okupione sporą dawką wyrzeczeń. Większość znajomych dowiadując się, ile jest roboty w związku z miejscem zamieszkania, wyleczyło się ze wsi. Doświadczenie zawodowe z kolei... Ech, szkoda gadać (pisać). Ale skoro już jest, to czemu go nie wykorzystać?

2013-05-03 12:34:13 MisiekGt (bez logowania, bo mu się nie chce)

Komora wygląda bajkowo. Zazdroszczę Ci zarówno doświadczenia (wiesz, ten warsztat prototypowy, współosiowe roztaczanie) jak i miejsca do budowy tego mini-krematorium. Ja mogę sobie co najwyżej w kuchni na stole gaźnik rozbabrać (bez gwarancji oczywiście, że go złożę)

2013-05-02 19:54:54 dawid etc

Tu też się nie jeździ. Poszedł czujnik temperatury chłodziwa i czekam... Miało być 10 dni, przeleciały chyba 3 tygodnie. Transport z Albionu jakoś nie nadchodzi. Więc się łączę z Tobą i Kolegą Śniadaniem w niejeżdżeniu, choć w znacznie mniej produktywny sposób ;) Kreślę się z podziwem dla inżynierskich dokonań.

2013-05-02 15:29:40 sniadanie

"Dla mnie, konstruktora maszyn z kilkunastoletnim doświadczeniem, w tym kilkuletnim z warsztatu prototypowego": z tego, co widzę niefachowym okiem, prawdopodobnie budujesz nowy motocykl przy pomocy starego bojlera, czego chyba jeszcze nikt przed Tobą nie robił. :-) Coś pięknego!
A poza tym z chęcią popatrzyłbym na dokumentację fotograficzną prac.

Właśnie, że się nie jeździ. Kraków zalany, Polska również chyba zalewana, plany pierwszomajowe czorty porwały (jeśli w długiej trasie złapie mnie deszcz i trzeba namiot rozbić, rozbijam, ale dobrowolnie we wodę się pchać - co to, to nie).

Prawda, browar rozjaśnia umysł.

  • Dodaj komentarz