Najnowsze komentarze
czopkizdup do: Wbrew prawom fizyki.
"Łamanie praw fizyki". Prawa fizy...
http://ataman.junak.net/
Zbycho_Jura do: No i wuj, że Hyosung!
Ja już o tym pisałem - ale wspomnę...
yamaha xj600n do: No i wuj, że Hyosung!
wszyscy tzw.znawcy pewnie jeżdżą a...
AAAaaaAAaa do: Czerwona gorączka.
"Ma to coś wsþólnego z gausow...
Więcej komentarzy
Moje linki

08.10.2012 23:13

Wszędzie daleko, czyli moto impresje dnia codziennego.

Za siedmioma górami, za siedmioma morzami, za siedmioma rzekami i siedmioma lasami, w małym domku w małej dolince, żyła sobie królewna. - "Ku..wa, jak ja mam wszędzie daleko..."

Czasami właśnie tak się czuję, myśląc o moim miejscu zamieszkania. I nie chodzi mi o to, że w naprawdę fajne miejsca, z motocyklowego punktu widzenia, mam grube kilkaset kilometrów. Znacznie bardziej boli mnie to, że mieszkam w miejscu dość odległym od nowoczesnej cywilizacji, nawet jak na nasze, przaśne standardy nadwiślane. Najbliższe przyzwoite kino: 43 kilometry, najbliższy przyzwoity basen, 40 kilometrów, najbliższy przyzwoity sklep: 21 kilometrów, najbliższe centrum dla majsterkowiczów: 41 kilometrów. Wszystkie te odległości odbijają się nawet na wyglądzie mojego małego warsztaciku, w którym wszystkie metalowe elementy wyposażenia, spawane z tego, co znalazłem na najbliższym przyzwoitym złomowisku (38km), właśnie przybrały czerwony kolor... Bo tylko takiego hamerajta mieli w najbliższym składzie budowlanym (tylko 8km).

No dobra, do kina nie chodzi się codziennie, farb do pordzewiałej stali też nie nabywa się zbyt często, a w wiejskiej placówce handlowej pieniste jest zawsze (chociaż rzadko schłodzone), więc niby strasznych powodów do narzekania nie powinienem mieć, gdyby nie dystans do roboty: 46 kilometrów, w jedną stronę. I w zasadzie mógłbym narzekać na ten fakt, jednak po blisko 10 latach takiego życia (jestem uciekinierem z miasta) dochodzę do wniosku, że ta sytuacja ma też swoje zalety. Co ważne, są to zalety czysto motocyklowe.

Codziennie, gdy już względnie oporządzę siebie i nieco pomogę w porannym ogarnięciu moich małych szkodników, wytaczam ze starej stodoły, szumnie nazywanej garażem, swojego oktanami pędzonego wierzchowca.
Po krótkiej procedurze odpalania, ruszamy na początku ostrożnie (pod kołami trawa – często mokra) w kierunku najbliższego asfaltu, po nitce którego opuszczamy granice terytorialne mojej wiochy dechami zabitej. Zanim „dziurawica pospolita polska” doprowadzi mnie do szosy, mija pierwsze 3 kilometry, co wystarcza, aby maszyna się rozgrzała.
Dalej typowe dla bocznych dróg aleje, następnie wiecznie zatłoczona przelotówka powiatowa, na której wyraźnie widać przewagę dwóch kółek nad czterema, a która doprowadza mnie do trójmiejskiej obwodnicy. Obwodnicy niestety nieco już zatłoczonej, więc zmuszającej do utrzymywania uwagi na dosyć wysokim poziomie. Wciąż jednak umożliwiającej sprawne pomykanie przed siebie. Zaś po zjeździe z pomorskiego przedłużenia autostrady, po kilku kilometrach, nie zagłębiając się nawet zbytnio w odmętach zakorkowanego Gdańska, już przykuwam motocykl do latarni i mogę oddawać się przez kolejne godziny pomnażaniu dobrobytu narodowego.
Mniej więcej po ośmiu godzinach spełniania ekonomicznego obowiązku wobec społeczeństwa, następuje to co opisane wcześniej tyle, że w odwróconej kolejności. Jakby nie patrzeć, trochę ponad 90 kilometrów bez boków i o ile jadę najkrótszą trasą.

Zważywszy na widoki, których z racji rutyny dnia codziennego bywa, że nie dostrzegam, a jakie (wcale urodziwe) towarzyszą mojemu motocyklowaniu, oraz na pełną rozpiętość sezonową i pogodową dochodzę do następującego wniosku: Moje codzienne dojazdy do pracy to nic innego, jak pojeżdżawki, na które inni muszą wyszarpywać czas z tej mocno ograniczonej sumy, rozdysponowywanej między pracę, rodzinę i inne codzienności... Ja mam lepiej, bo to samo dostaję niejako w pakiecie, bez narażania się na gniew osobistej mężatki, wściekłej, że zamiast hasać z małymi po ogrodzie, czy kosić trawę, latam sobie nie wiadomo gdzie, na motorze.

Oczywiście, mniejszymi czy większymi wypadami przełamującymi rutynę też nie pogardzę. Te jednak nie zdarzają się tak często, jak bym chciał, a dzięki mojej motocyklowej codzienności jest mi łatwiej znosić ich brak.

W sumie cieszę się, że mam wszędzie daleko, nie tylko z motocyklowych powodów.

 

LwG. Nawijajcie kolejne kilometry i nie dajcie się jesieni.

Komentarze : 15
2012-10-18 19:21:32 LondonRider()

Odkad mieszkam w Londynie ( 9 lat ) tylko 3 razy wystapily takie dni zimowe, ze nie mozna bylo motocyklem wyjechac. Na szczescie, we wszystkich trzech przypadkach snieg stopnial juz dnia nastepnego :) Wyspiarski klimat wspiera widac transport dwukolowy :)

2012-10-11 08:17:19 EasyXJRider

Spamerzy znowu się wtrynili, więc kolejne komentarze wymagają mojej akceptacji. Puszczam wszystko poza spamem.

2012-10-09 21:23:05 EasyXJRider

->Mikkagie: Nie to, żebym jakoś usilnie namawiał, ale na Wawie świat się nie kończy ;-). Generalnie, życzę zrealizowania planów.

->Morham: No i o to chodzi, o tą twardą radochę.

->Sierściucha: Raz na jakiś czas, jak mi się rzewniej zrobi, będę.

->LondonRider: No właśnie. Jednak, o ile pamiętam, zimy w Londku (byłem tam wcale niekrótko) nie wykluczają 2oo z ruchu. Tutaj się nie da, przynajmniej jak dla mnie.

->MisiekGT: Poczekaj, aż zainstaluję w warsztaciku ogrzewanie i lodóweczkę (wiadomo, na co)... A tak... W wolnych chwilach przyda mi się pomoc w wyburzaniu starego chlewa ;-).

2012-10-09 20:18:27 MisiekGT

Eeeech... I warsztacik masz i stodołę z rasowym ogierem (i co, że to dziadek?) przyzwoite złomowisko zaledwie 8 kilometrów do warsztaciku, poza tym cisza, spokój, dziatwa hasająca po mokrej trawie, Wac za płotem... Sielanka chłopie, sielanka. Niech no się dorobię jakiś dwóch pełnowymiarowych kółek... Kijem będziesz mnie wyganiał, kijem :)

2012-10-09 19:32:06 LondonRider()

No...ja miesiecznie przejezdzam prawie 1500 km tylko dojezdzajac do pracy :)) Do tego dochodza weekendowe wypady od czasu do czasu no i raz do roku daleka podróz. Sam nie wiem jak moje moto to wszystko wytrzymuje. Nie zamienilbym jednak tych dojazdów na nic innego :)

2012-10-09 14:00:45 siersciucha

E tam, Easy, pisz tak dalej :-) Ja tam kocham takie klimaty i trochę (po cichu) zazdroszczę takich dojazdów choćby do pracy... Też mieszkam na uboczu, w małej mieścinie, ale do pracy jakieś 5 km... Czasem nie chce mi się targać moto w te i z powrotem... A na "pojeżdżawki" popołudniowe czasem zwyczajnie czasu brak.
Marzę o ucieczce w bardziej odludne miejsce, może kiedyś...

2012-10-09 13:30:47 morham

A ja to mam w skali mikro. 7 km w jedną, 7 km w drugą... i twardo cieszę się każdym metrem...

2012-10-09 13:09:56 Mikkagie

@Easy: Tak jak rozmawialiśmy pewnego wieczoru na Nowym Świecie - ceny ziemi pod Wawą to jakaś masakra - więc raczej pozostaje pomarzyć o lepszym czasie na wyprowadzkę.

PS. Własność wstępnie zatwierdzona, słowo się rzekło, kobyłka u płota ;)

@Długodystansowy: No niestety święte słowa... Mimo wszystko wierzę, że przyjdą lepsze czasy.

2012-10-09 12:21:59 EasyXJRider

->Dawid etc. Uwierzę :-). A co do ciemności, to już niedługo będę w niej wyruszał i w niej wracał, słońce widząc przez okna biura. Aktualnie jest słońce w oczy.

->S-Fighter: No co zrobić... Bo w głębi to ja piep..ony romantyk jestem ;-).

->Długodystansowy: Akurat w moim przypadku, to zrobiłem sobie "daleko", bo nie było mnie stać na "blisko"... I teraz żyję w trwającym już dekadę remoncie nieremontowalnej ruderki...

->Mikkagie: Na co czekasz? Czekając na odpowiedni moment, nie doczekasz się. P.S. Jak "przemiany własnościowe"?

2012-10-09 11:36:56 długodystansowy

Mikkagie@ Podałem czasy przejazdu samochodem. Bo jak siedzę na wakacjach pod Olsztynem to czasami kobita z dzieckiem chcą do cywilizacji zajechać. I czas przejazdu jest taki sam na motonogu i puszką. Dlatego też jestem przeciwny mieszkaniu pod Warszawą chociaż też są ładne miejsca. Ale wjazd i wyjazd ze stolicy jest absurdalny.
A czas na moto dzisiaj od wsiadłem na moto w garażu do zsiadłem na parkingu na zakładzie pracy to 10min.
Bo jakoś tłoczno na buspasie było:)
No i w moim przypadku jakoś mieszkanie w Warszawie nie daje mi perspektyw że się dorobię kiedyś.

2012-10-09 11:26:30 długodystansowy

dawid etc@ jak bywałem w Gdyni swego czasu. Jeszcze bez własnego motonoga. To znajomą wyciągałem na Kaszuby nawet przy +3C. Marzłem tam z tyłu, ale i tak się cieszyłem że macie tam tak ładne okoliczności przyrody. Na szczęście teraz ogarnąłem drogę ze stolicy do Kościerzyny o długości tylko 350km. A tam znajomi z Trójmiasta spotykają się czasami ze znajomymi z Warszawy na działeczce nad jeziorem.

2012-10-09 11:20:44 Mikkagie

@Długodystansowy: życie w centrum stolicy ma swoje niezaprzeczalne plusy i minusy. Ja też mam nadzieję, że dzięki plusom kiedyś będę mógł sobie zrobić "wszędzie daleko".

A swoją drogą, jeżeli 7 km w Wawie = 30 km pod Olsztynem, to wnioskuję, że do pracy jeździsz samochodem ;)

2012-10-09 11:16:00 długodystansowy

Jak bym mógł to bym od razu zrobił sobie wszędzie "daleko".
Bo jakoś życie w centrum stolicy mnie zaczyna męczyć.
Jak się uda to 30km od Olsztyna nad jeziorem. I mniej więcej przejechanie tych 30km do Olsztyna zajmuje mi tyle co przejechanie 7km do pracy w Wawie.

2012-10-09 09:34:43 S-Fighter

Znowu słodziutko, o okolicznościach przyrody... Też miło, ale nie idź za często tą drogą.

2012-10-09 00:39:29 dawid etc

Nie uwierzysz, ale pomnażając narodowy byt poprzez eksport usług na terenie UE i siedząc bokiem do okna w domowym biurze, obserwuję kątem oka słońce głaszczące żółknące liście i sobie myślę: no, a ten już nawinął swoje kilometry i jeszcze tyle samo nawinie, a ja może się uwinę przed 19, to sobie nawinę te 30-40 na ulubionej spacerowej przez odkrywcę Ameryki przy zastygłych żurawiach, przystanek promu do Wisłoujścia, rondo Fotygi, brzeźnieński parking z promenadą (gdziem się ślicznie wypierd...ił drugiego dnia po zakupie moto i sentyment mam), Jelitkowo, sopockie klimaty tunelowe i dalej w zależności od sytuacji na Gdynię albo i odwrót przez sopocką ulicę koło dawnego Sopotplastu i dawnej chudoby dawnego prezydenta, obowiązkowo do oliwskiej Bazyliki Mniejszej, by chwilę podumać przed frontonem o latach minionych i znów pędem Polankami, a co dalej, nie wiadomo, bo przebudowują. I fajnie, tylko wtedy nie ma mowy o żadnym głaskaniu liści, więc mrok, mrok, skok w mrok, mroczna jazda w mrocznej czerni.

  • Dodaj komentarz