01.09.2012 23:12
Zły na motórze!
Łamiemy wszelkie możliwe przepisy i zasady społeczne, ekologiczne oraz fizyczne. Co gorsza, publicznie odbywamy nasze niecne rytuały na tajemniczych spędach, zlotami motocyklowymi nazywanych. Jesteśmy jeszcze gorsi od naszych przodków, którzy to na miotłach (z braku moto) mieli chociaż tyle przyzwoitości, aby na Ślęży się spotykać, uczciwym i bogobojnym w oczy się nie pchać. Teraz, te niecne rytuały uwielbienia dla terroru nadmiernych prędkości w oparach benzyny i spalin nawet na Jasną Górę trafiły... Zapewne Al-Kaida nie wykorzystuje do swoich działań motocykli tylko dlatego, że akurat u dealerów Yamahy w Afganistanie nie mają V-Maxów...
Cóż, trochę przesadziłem. Nie mniej, niektórzy pośród niemotocyklowego społeczeństwa nie lubią nas i nie jest to domeną tylko naszego kraju. Miałem okazję spędzać sporo czasu w kilku krajach „zachodu”, w tym i tych o „ugruntowanej tradycji motoryzacyjnej” i o ile mogę zaobserwować jakąś prawidłowość w nastawieniu do motocyklistów, to jest jedna: Wszędzie z grubsza tak samo.
A teraz pozwólcie, że przedstawię Wam mojego znajomego. Jako, że urodził się i mieszka w kraju o bodajże najdłuższej tradycji motoryzacyjnej, a na dodatek jest zagorzałym motocyklistą, jego doświadczenia życiowe posłużą mi za przykłady do wyłożenia pewnych prawd. Simon (imię adekwatne do miejsca zamieszkania) jest motocyklistą wręcz fanatycznym. Samochód też ma (miewa), jednak wartość rynkowa owego jest niższa niż koszt jakiejkolwiek naprawy, więc auta zmienia często. No, ale o motocyklach powinno być, a tych ma trzy na chodzie, oraz jeden w częściach, które samodzielnie składa w całość mającą na końcu być jakimś brytyjskim klasykiem. Znaczy maniak jest z Simona i kropka. Poza motocyklami ma on jeszcze jedno hobby, znane jako płeć przeciwna. A że poza zagorzałością dwukołową jest też i ta zwana stanem wolnym permanentnym, to z obydwu zainteresowań korzysta on bez skrępowania i w miarę możliwości w sposób nieograniczony. Znaczy, nie żałuje sobie. Takie „Sex, dragsters and rock 'n roll”, chociaż to dragstery powinny być tutaj na początku.
Trochę pienistych razem wypiliśmy, kilka wycieczek razem oblecieliśmy, na gitarach razem hałasowaliśmy (bo graniem tego nazwać nie sposób...), znaczy wiele okazji do wymiany doświadczeń było. Podstawowy wniosek z tych dyskusji w zasadzie już wyłożyłem: Wszędzie z grubsza tak samo”. Jednak jedna z Simonowych konkluzji zasługuje na szczególną uwagę. Otóż mój znajomy często się przeprowadza, i z tych przeprowadzek wysnuł on pewną prawidłowość: Jeżeli w nowym miejscu zamieszkania jakiś sąsiad (wiedząc o twoim hobby) daje do zrozumienia w towarzystwie, że niespecjalnie poważa motocyklistów, to najprawdopodobniej jego kobieta chętnie odwiedzi twoją sypialnię. Znam faceta na tyle dobrze żeby z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że miał mocny materiał empiryczny zwłaszcza, że widziałem, jak działa na kobiety.
I to by było na tyle. Ta Simonowa obserwacja jest znakomitym podsumowaniem powodów, dla jakich motocykliści są często nielubiani i chętnie stygmatyzowani różnymi debilnymi stereotypami. Tak, chodzi o zwykłą, ludzką, bezinteresowną (no, prawie) zawiść. O nic więcej. I naprawdę nie ma tu żadnego znaczenia to, że jeździmy nieco szybciej niż dopuszczalne limity, nie chodzi o zazdrość o możliwość przeciskania się w korkach, ani o to że czasem któryś z nas wymusi pierwszeństwo przejazdu, ani nawet o to, że niektórzy z motocyklistów to popaprańce pierwszej próby. Takie bzdury nikogo nie interesują, bo też wszędzie i wszystkim się zdarzają.
Przyczyna tej zawiści leży gdzie indziej, otóż: Jazda motocyklem kojarzy się z większą łatwością podejmowania ryzyka (odwagą), nonkonformizmem, większą sprawnością fizyczną, symbolizuje nieszablonowość i kilka innych, składających się na zbiór cech pożądanych u kochanka i ojca dzieci przeciętnej niewiasty - ale już nie koniecznie męża! Natomiast przeciętny frustrat będący mężem tejże doskonale zdaje sobie z tego sprawę i widząc się na przegranej pozycji w wyścigu do kobiecej alkowy, odczuwa zagrożenie ze strony motocyklisty. Wykorzystuje więc każdy pretekst, aby umniejszyć wartościowość tego na dwóch kołach. I tyle. A mnie całkiem niedawno zdarzyła się przygoda potwierdzająca tą hipotezę. W drodze do centrum dla majsterkowiczów (jechałem zupełnie przepisowo) wymusił mi katamaran, ignorując stop i co ciekawsze wyjeżdżając z pasa „pod prąd”, wtarabanił mi się pod przednie koło. W wyniku jego manewru po raz pierwszy w życiu udało mi się zrobić stoppie, jednocześnie naciskając klakson. Chwile później obaj zaparkowaliśmy pod tym samym sklepem, a kiedy zdejmowałem kask, usłyszałem za plecami:
-
To na mnie trąbiłeś, dawco?
Widzę stoi, niższy ode mnie (więc się nie boję) i w towarzystwie żony (najprawdopodobniej).
-
Tak, na ciebie. Masz z tym jakiś problem?
-
A niby czemu (widzę, powietrze nieco z niego schodzi)?
-
Ignorujesz znak stopu, wyjeżdżasz z pasa pod prąd, wymuszasz na mnie pierwszeństwo przejazdu zmuszając do zatrzymania, a jak na ciebie trąbię to wyzywasz mnie od dawców. Zastanów się, jaki burak właśnie z ciebie wylazł.
Tu nastąpiło pokajanie się, jakieś przeprosiny przeplatane mętnymi tłumaczeniami o zagapieniu, podczas których zastanawiałem się, czy tą zmianę u rozmówcy zawdzięczam sile moich argumentów, czy może posturze powiększonej buzerem pod kurtką. A gdy jego żona zostawiła nas samych wchodząc do sklepu, padło jeszcze:
-
Nie no, k..wa sory, masz stary rację, ale musiałeś mi tak przy kobiecie doj..bać?
I tak to wygląda moi drodzy, z wierzchu górnolotne pitolenia o odpowiedzialności, poszanowaniu dla przepisów i norm społecznych, a jak puder trochę strzepnąć, to wyłazi zwykła zazdrość o kobiece spojrzenia. Czyli wszystko sprowadza się do dupy, reszta to pieprzenie (sic), znaczy, e... Zasłona dymna. Zupełnie jak w „Testosteronie”.
LwG. I uważajcie na frustratów – to oni nas nie lubią.
Komentarze : 15
Chciałem zamilknąć na wieki, ale jakoś nie mogę. Easy, czy wziąłeś pod uwagę fakt, że dla Kowalskiego ujeżdżanie motocykla nie jest wyczynem trudniejszym niż jazda na rowerze? Serio serio. Trzeba okolić to żelastwo udami (pardon le mot), żeby zdać sobie sprawę, że to wymaga jakiegoś przygotowania i ciut umiejętności, a Kowalski nie okolił. Dla Kowalskiego jego zdolności kręcenia fajerą są mega-supre-arcy-sztuką. Rowerem jeździł od komunii. Trochę wiem, bo jeszcze nie tak dawno byłem Kowalskim.
->sniadanie: No niestety, nieco opacznie... Chodzi o symbolikę, jaką "wlecze" za sobą fakt dosiadania motocykla. Dla przeciętnego niemotocyklowego/niemotocyklowej zarówno Twoja, jak i moja maszyna są dokładnie tym samym. A dla symboliki nie ma znaczenia, czy masz nadwagę i ile mierzysz centymetrów - wzrostu, oczywiście.
P.S. Synalki Anarchii - nie oglądam, podobnie jak innych sitcomów.
A proszę, od tej strony temat: powiedzieć można i tak i nie, jak zresztą przy wszystkich naszych przemyśleniach. Rysujesz tu portret motocyklisty, który swoim sprzętem wjeżdża, pozwolisz, że tak się wyrażę, w jej sprzęt, mięśnie ma wykute ze spiżu, dziary robione u Dżordżegio i żadna mu jeszcze nie odmówiła. Tak to - będąc jeszcze nie do końca w Polsce zaaklimatyzowany - postrzegam. Może zupełnie niewłaściwie i nie po Twojej myśli. Ale przecież nie wszyscy motocykliści tak wyglądają, nie wszyscy promieniują tym samczym fluidem z łatwością przemianowującym każdą kobietę w obiekt gotowy do niemal wszystkiego i nie wszyscy oglądają Sons of Anarchy, myśląc, że tak właśnie powinno wyglądać życie prawdziwego motocyklisty.
A gadki na ulicy? E, tym moim zdaniem nie powinno się w ogóle przejmować.
Ogólnie: Opisany tutaj mechanizm nie jest moim autorskim wymysłem. Został już jakiś czas temu dobrze opisany przez uznanych w świecie nauki ewolucjonistów i behawiorystów - w większości pochodzących z krajów "o ugruntowanej tradycji motoryzacyjnej", gdzie to zjawisko pojawiło się wcześniej niż u nas. Jednak uznałem, że ciekawiej będzie przedstawić go na przykładzie doświadczeń Simona, niż streszczenia prac Dawkins'a, tudzież bardziej fachowych (behawioryzm ewolucyjny to moje drobne hobby - każdy ma jakąś odwałkę...).
->klurik: Za tyłeczki łapać najprzyjemniej ;-)
->Piotr84: no ok, ale to tylko kwestie poboczne.
->S-Fighter: Spróbuję.
->Dorian86: Pasuje do schematu.
->Mikkagie: No przecież napisałem "niektórzy" i "frustraci". Piszę o jawnie nieprzychylnych. A to chyba wyklucza uogólnianie na całość ruchu wielo-śladowego? A frustratów na 2oo udaje mi się unikać, za zwyczaj. Bo, że istnieją, to wiem.
->Dexter: Jeżdżę za szybko, albo mam już słaby wzrok, bo nie dojrzałem (raczej to drugie).
->MisiekGT: A czy ja generalizuję? Pisałem o wąskiej grupie (jeszcze raz:"niektórzy") jawnie niechętnych.
Nie lubię krzyżówek.
Nie możemy generalizować. Są dni, gdy czuję się niemal jak Mojżesz, gdy morze blachy rozstępuje się przed moim kołem. Ale są też dni, gdy czuję się jak Stanley przedzierający się przez australijski skrub. Cóż, widać wszyscy mają lepsze i gorsze dni.
A frustraci? Jak ktoś ma małego sisiorka i na dodatek gniecionego pantoflem, to nie ma się co dziwić, że robi głupoty. Koledzy, weźcie co tam macie w dłoń, ściśnijcie i siądźcie do krzyżówki...
Na moje to bardziej jest jakaś forma upośledzenia umysłu, bo nie uwierzę, że ja na skuterku mogę uchodzić za uosobienie odwagi, nonkonformizmu, sprawności fizycznej i pozostałych cech pożądanych u potencjalnego Apolla a bądź co bądź mnie też próbowano zabić :)
Zgadzam się z Mikkagie nie wszyscy nawet można powiedzieć, że duża większość kierowców samochodów przecież też wielu z nas jeździ autami wcale hmm nie lęka się powiedział bym motocyklistów, nie mniej jednak można wykreować pewną grupę ludzi którym po prostu motocykle nie pasują czasami trudno się dziwić nie raz ktoś taki ma może nie miłe doświadczenia z kierowcami jednośladów ale niestety niekiedy zdarzają się frustraci nikt nie zaprzeczy ze nie i hmm po jednej i po drugiej stronie no ale to jest tak jakby zadawać sobie pytanie "Dlaczego niebo jest niebieskie a nie zielone ?".
Cieszę się, że frustraci się wreszcie pojawili. Jest w tym jednak drobna zasadzka - to co napisałeś Easy to trochę takie lizanie się po fi...tach z bracią motocyklową. Z faktami nie dyskutuję - wiadomo że motocykl w cudowny sposób rozkłada kobiece nogi (inaczej trudno jeździć ;) ), ale...
Ale polega na tym, że jedni frustraci (w puszkach) cierpią i nienawidzą, inni frustraci wsiadają na motocykl, bo chcą być lepsi. Nie inteligentniejsi, nie mądrzejsi, a postrzegani jako bomba testosteronowa. No i chcą zaliczać dupy "na motocykl".
Twoje wnioski dotyczą grupy mocno ograniczonej - właśnie frustratów, ludzi, którzy źle czują się w swojej skórze. Mają marzenia, chcieliby być kimś innym, ale brak im odwagi albo możliwości. W motocyklistach widzą faktyczne zagrożenie - czują się przez nich mniej męscy. Ale to cały czas margines. Taki sam jak wspomniani przez Ciebie ludzie od prędkości ("bo latają jak wariaty"), od przeciskania ("bo ja stoję a oni jadą") czy od innych popaprańców.
Dajmy spokój z tą "nienawiścią do motocyklistów". Jest oczywiście obecna, ale to margines. Fora internetowe czy komentarze pod artykułami to nie jest najlepszy wyznacznik społecznej opinii.
PS. A już robienie z "samochodziarzy" jakiegoś zbiorowego wroga to totalna pomyłka. Samochodziarze to ludzie korzystający ze środka transportu. Nie są zorganizowaną grupą i nic ich nie łączy.
a czasami jak sobie tak jadę i widzę błędny wzrok kobiety idącej z dzieckiem ( zawsze zwalniam jak dzieciaki na drodze są albo pojawić się mogą) i ta oto kobieta ma dopisek do tego spojrzenia "bidny ten motórzysta po co wlazł na tego potwora widocznie życie mu nie miłe i pewnikiem zginie nim zima nadejdzie" i wtedy no taki smutek mnie ogarnia, że jedyne co może mnie uratować przez wpadnięciem w bezkresną dolinę rozpaczy jest odkręcenie przy najbliższej okazji wtedy człowiekowi lżej na sercu się robi krążenie się pobudza i ten czarny kot odchodzi w niepamięć. No ale motózysta to zło i ciężko to odkręcić.
Miałem wczoraj tez bardzo podobno sytuacje :D wracałem sobie z kobita na plecach od jej przyjaciółki późnym wieczorem droga po pierwsze nie oświetlona a po drugie niestety była to wylotówka z Poznania wiec były mega koleiny .Ja powoli zgodnie z ograniczeniami a za mną dwa światła gościa który chyba chciał przeczytać nadruk na moich tłumikach :D po chwili miałem dość ,dałem po hamulcach a gość zaczął się trzymać troszkę dalej aż do ronda gdzie z piskiem ruszył obok mnie swoim cudownym Tico w kolorze zgniłej zieleni. dzięki nim jest weselej
Dobre to, ale poproszę więcej i mocniej.
przepraszam dróg:)
dobra akcja:) dodał bym jeszcze: frustracja z powodu "mój stary diesel to nie porsche jednak" i jeszcze "ci cholerni motocykliści ledwo musną gaz i już ich nie ma a mój gruchot tak nie potrafi a do tego mi gorąco nie mam klimy jeszcze korek..a w domu żona będzie gdakać:)"-nienawidzę szybszych od siebie.. jednym słowem zawiść i już ale nie wrzucajmy kierowców puszek do jednego worka jest znaczna poprawa:)wielu zrozumiało że jesteśmy równoprawnymi użytkownikami drug
Archiwum
- grudzień 2014
- październik 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (72)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)