Najnowsze komentarze
czopkizdup do: Wbrew prawom fizyki.
"Łamanie praw fizyki". Prawa fizy...
http://ataman.junak.net/
Zbycho_Jura do: No i wuj, że Hyosung!
Ja już o tym pisałem - ale wspomnę...
yamaha xj600n do: No i wuj, że Hyosung!
wszyscy tzw.znawcy pewnie jeżdżą a...
AAAaaaAAaa do: Czerwona gorączka.
"Ma to coś wsþólnego z gausow...
Więcej komentarzy
Moje linki

14.03.2013 23:12

O Tacie i Córci.

Przychodzi taki czas w życiu człowieka, nawet motocyklisty, że z dziecka zamienia się w rodzica. Oczywiście, występują po drodze stadia pośrednie, jednak dla mojego wywodu mają znaczenie pomijalne, więc niniejszym właśnie je pominąłem.

Tekst przeniosłem na kaskiemwmur.pl, jezeli chcesz go przeczytać, znajdziesz go tutaj.

Komentarze : 14
2013-03-19 18:30:27 EasyXJRider

->Klurik: A Sahara, to nie był przypadkiem Zundap?
P.S. Smacznego.

->Gronostaj: Twoje "wariactwo" nie jest moim "wariactwem", gdyż wedle mojego słownika, "wariactwo" przeprowadzane z dala od postronnych i stanowiące zagrożenie jedynie dla wariującego, to jest "TRENING".

->Śniadanie: Jest dwójka i wystarczy. Plan wyrobiony. A co do moto-wydatków na pociechy: Już tak mam, że na chińską zabawkę z gównianego plastiku nie wydam ani grosza, ale na małe moto wydam bez żalu, o ile będę miał co wydać.

2013-03-19 16:10:53 sniadanie

Tata, jak mi się zdaje, powinien zacząć zbierać pieniądze, dużo pieniędzy, bo z moich obserwacji wynika, że dzieci lubią, kiedy jest ich więcej niż mniej i w ich oczach nowy motocykl wydaje się fajniejszy, niż starszy, choć może się mylę.
Takie, panie, czasy.

gronostaj ---)> Wydaje mi się, że z naruszeniem pewnych regulaminów (w tym drogowych) już tak jest: trzeba przeżyć, doświadczyć i wyciągnąć wnioski, albo nie wyciągać, choć należy też przyjąć założenie, że wnioski same się wyciągną, gorzej jeśli będą boleć żebra.
Nigdy nie byłem moralizatorem i nigdy nie będę: człowiek ma w sobie zbyt wiele nierozsądku, aby rozsądniejsi próbowali go naprowadzić na w ich rozumieniu słuszną drogę. Życie najskuteczniej weryfikuje i jednych i drugich.
Wydaje mi się też, że inaczej patrzysz na motocyklowanie w wieku lat 23, inaczej, kiedy stuka ci piąty krzyżyk, co bez wątpienia nie jest odkrywczą teorią.
Niezależnie od stylu jazdy, przykrość czaić się może tuż za zakrętem.

Stary dziadzio ---)> To jest właśnie w tym wszystkim najdziwniejsze i jednocześnie najsilniejsze: instynkt opiekuńczy będący, niestety, przyczyną wielu spięć na i tak dość napiętej linii starzy-poćpiegi.

Moto-cenzor ---)> Pozwolili Ci może dlatego, że mało było jeszcze w Polsce sportów i związanych z nimi - nazwijmy to - niepowodzeń.

Klurik ---)> Browar Gontyniec? Sprawdzę.

2013-03-18 21:03:05 gronostaj

->EasyXJRider: Ażeby uspokoić Twoje nerwy, nigdy nie narażałem osób trzecich. To były moje prywatne wariactwa np. na nieoddanych jeszcze do użytku fragmentach dróg, a także poza asfaltem. Nie powiem, zdobyte doświadczenia procentują do dziś, gdy trzeba coś zrobić, bo koła zaczynają "pływać" na granicy przyczepności albo gdy tylko pamięć mięśniowa odpowiada za działanie, bo nie ma czasu na kombinowanie.

Zresztą, skoro się udało, to chyba nigdy nie było aż tak na limicie, jak by się mogło wydawać. Jednak nauki ojcowskie gdzieś w podświadomości musiały działać i powstrzymywać przed wykonaniem tego ostatecznego kroku. Na pewno nigdy nie czułem potrzeby "pokazania się" przed kolegami.

Mentalność... Ja bym to nazwał kwestią charakteru - odrobinę inny zakres pojęciowy. Stety - niestety, tkwi we mnie jakaś potrzeba uzyskania w życiu czegoś więcej, jakichś dodatkowych wzruszeń i bodźców do przemyśleń. No i czasami mnie ponosiło zbyt szybko, zbyt ostro, ale zamiast raz za razem pławić się w adrenalinie, po wybrykach pojawiała się refleksja, że to nie jest najlepszy pomysł na spędzanie wolnego czasu, że tym razem było blisko, że następnym razem może się nie udać.

Wyciągnąłem z tego taki wniosek końcowy, że potrzeba "czegoś więcej", jakkolwiek pozytywna, może prowadzić do potrzeby prędkości, a to już niebezpieczny objaw. Zdiagnozowałem chorobę i zacząłem leczenie, potrafię rozpoznać moment, gdy zaczyna kusić i umiem odpuścić.

Nie wierzę, że istnieją na świecie ludzie w 100% rozsądni i stateczni, każdy raz na jakiś czas z czymś wyskoczy, taka już nasza natura. Prawdziwy charakter ujawnia się dopiero w odpowiedzi na takie epizody: będę bezmyślnie kontynuował, aż do końca, czy zastanowię się nad sobą? Patrząc z boku, jestem bogatszy o kilka doświadczeń, których książki i szkolenia nie dadzą.

A bodźce? Teraz czerpię je z samej możliwości jazdy oraz zobaczenia nowego krajobrazu lub odwiedzenia ciekawego miejsca.

2013-03-17 21:09:23 klurik

@EasyXJRider
A widzisz. Moja Żona zdobyła "lejce" ale motocykl sprzedała. W jej przypadku wyszło na to, że owszem zdała egzamin, ale jak przyszło co do czego to problemy pewne się ujawniły (okazało się co poprzedniego systemu egzaminy były warte, oby nowy faktycznie coś dawał). "Na plecaku" to ma nalatene kilkadziesiąt tysięcy. Jedni mówią, że z plecakiem to mogą przy 200 iść na kolano w zakręcie, ja wiem, że na "1" na wolnych obrotach mogę schodzić do podnóżków załadowanym motocyklem i przejdziemy jak gorący nóż przez masło.

Jestem lekko mlaśnięty więc się pochwalę. Motocylkizm jak prześledziłem w rodzinie zaczął się przynajmniej od pradziadka (czyt. urodzony jeszcze w XIX w.) W rodzinie były Sokoły, DKW Sahara i inne takie smaczki. Zanim się urodziłem, to jeździłem na moto, a po urodzeniu musiałem odczekać, aż się mogłem złapać baku Cezet'y ojca. W latach '90 głaskałem Kawasaki ZZR 1100 z oczami jak 5 złotych. Z Żoną nawet mamy w planie ogarnięcie mini wystawki zdjęć na których kolejne pokolenia mamy na motocyklach uwiecznione.
A nasze dzieci? Cóż, oby miały okazję polatać na motocyklach zanim w ZSRE wejdzie w życie zakaz jeżdżenia moto...

P.S. Wybaczcie jeśli jestem nieczytelny. Rozpoczęcie sezonu rowerowego postanowiłem uświetnić. Browar Gontyniec polecam ;)

2013-03-17 19:40:10 EasyXJRider

->Stary Dziadzio: Co do Żony, to chciałbym, aby moja zdobyła "lejce". Ale zupełnie jej to nie kręci, nawet na plecaku. Trudno.
Co do Córci, gdyby moja miała wsiąść na "moto" po raz pierwszy w życiu w wieku 18 lat, tez pewnie miałbym opory. Kierowanie pojazdami mechanicznymi to aktywność wymagająca przyswajania dosyć wcześnie, podobnie jak ze sportem wyczynowym (porównanie nieprzypadkowe). Jak myślisz, ilu prawdziwych mistrzów sportu zaczynało później niż w wieku 10-12 lat?
A co do strachu o bliskich - od tego (między innymi) są, żeby się o nich martwić.

->S-Fighter: Będzie czas i na przypierdalanie. Swoja drogą, zauważyłem, że ludzie lubią, kiedy ktoś przypierdala w "ich imieniu", ale sami tego wolą nie robić. Ciekawe.

->Gronostaj: No właśnie, jako, że moja młoda jest cholernie bystra (zgadnij, po kim, ha!), to nie mogę sobie pozwolić na ściemnianie i bardzo tego pilnuję. Dzieci rozumieją więcej, niż nam się wydaje. A wyczuwają jeszcze więcej.
Dla tego mam wielka nadzieję, że jak moje już wsiądą i pojadą, to nie będą się wzbraniać przed pojeżdżawkami ze staruszkiem.

Co do przysłowiowej erki, mogłem, ale wybrałem co innego (w tych samych pieniądzach). Nic Ci nie ujmując, kwestia mentalności, oraz szacunku do maszyny wpojonych przez lata (tak, lata) ojcowskiego szkolenia.

2013-03-16 10:32:22 gronostaj

Wy tu wszyscy o tym, że się boicie o swoje dzieci, a tymczasem to ja swojego ojca zwoziłem "na lawecie" z trasy i później przez długie miesiące uczestniczyłem w leczeniu połamanych żeber. Spanie na krześle, bo na leżąco się dusił - nikomu nie polecam. Należy tu dodać, że on zawsze jeździł grzecznie i powoli, ja natomiast miałem w swojej historii epizody poważnych naruszeń tych samych zasad, których gorącym orędownikiem jestem teraz. Przeżyłem - zobaczyłem - zmądrzałem, aby użyć słów klasyka.

Nawiasem mówiąc, ten sam ojciec, który skutecznie zaszczepiał bakcyla, sprawił jednocześnie, że za nic w świecie nie chcę jeździć razem z nim. Nie mam ochoty rozwodzić się nad szczegółami, ale wystarczy powiedzieć, że z powodu notorycznego "ściemniania". Dziecko można oszukać lub zlekceważyć raz czy dwa, ale w końcu się zorientuje jak się sprawy mają, a wtedy poniesione straty będą daleko większe, niż drobne korzyści, uzyskane uprzednio dzięki nieszczerości.

Teraz jestem dorosły i może fajnie byłoby urwać się na wyprawę ze "staruszkiem", ale co się stało, to się nie odstanie. Ale tak sobie myślę: on zawsze nauczał bezpiecznej jazdy, zasad drogowego surwiwalu i rozsądku. Być może te moje okresy młodzieńczej nieodpowiedzialności były jakimś wyrazem sprzeciwu, walki z ojcem? Że zrobię tacie na złość i odmrożę sobie uszy?

Dotykamy tu problemu autorytetu. Nie chodzi o to, żeby się bać, nie chodzi nawet o samo nauczanie mądrej i odpowiedzialnej jazdy. Chodzi o to, żeby ta nauka odbywała się w prawidłowej atmosferze szacunku, sympatii i zaufania. Czego wszystkim ojcom i mamom przyszłych moto-dzieci życzę :)

A, tak na koniec. Gdybym w młodości miał przysłowiową już "eRkę", to byśmy dziś nie rozmawiali. Gwarantuję!

2013-03-15 21:39:38 S-Fighter

Na Twoim blogu zaczyna się robić coraz słodziej. Innym pewnie to pasuje, ale ja tęsknie za Easy przypierdalaczem!

2013-03-15 19:32:52 Stary dziadzio

He,he... Kiedy byłem jedynym motocyklistą w mojej najbliższej rodzinie, to chciałem aby wszyscy jeździli i akceptowali mojego hopla.

Kiedy żona zdobyła "lejce", to z jednej strony wspólne podróże dawały dużo frajdy, a z drugiej zacząłem cholernie bać się jej zdrowie/życie.

Teraz córka skończy osiemnastkę w kwietniu i nawet nie chcę słuchać o jej ciągotach do moto, które sam w niej rozbudziłem. Nie potrafię pogodzić się z myślą, że będzie sama jeździć. Strach o jej życie nie da mi spać.

2013-03-15 18:41:49 EasyXJRider

->_Anonim_: Dzięki, jak widać, miewam przebłyski.

->Klurik: Mam pełną świadomość tych konsekwencji. Jestem motocyklistą w trzecim pokoleniu...

->Moto-Cenzor: Cóż, zamiast biadolić nad nieuniknionym (jak mi się wydaje), lepiej się do tego przygotować.
Ktoś (nieżyjący już) kiedyś napisał, że gdy po raz pierwszy wyzwano go na pojedynek, jego matka zamiast biadolić i odkręcać sprawę, wysłała go do najlepszego instruktora fechtunku, na jakiego mogli sobie pozwolić. Wygrał.

->Sierściucha: Tak trzymać! Ale gotowania tez warto uczyć, również dziewczyny.

->LondonRider: Moja kilka dni temu zobaczyła w telewizorze gocarty, już wiesz, o co suszy mi teraz głowę?

2013-03-15 17:36:59 LondonRider()

U mnie 'Mloda' ma niecale 4 latka i tez ja ciagnie do motoryzacji :) Ju mi zapowiedziala, ze tez bedzie jezdzic na 'motonie' jak bedzie wieksza :) Podziela tez moje inne zainteresowania w postaci kartingu. Za poltora roku bedzie wiec wskakiwac do swojego pierwszego go-karta (szkolenia zaczynaja sie od 5-go roku zycia).
Swietny wpis.
Pozdrawiam z Londynu.

2013-03-15 15:10:40 Siersciucha (bez logowania)

A ja Ci powiem, że popieram, rękami i nogami! Mnie zawsze bakcyla zaszczepiał Dziadek, grzebałam przy aucie z nim, spędzałam całe godziny w garażu, w piwnicy stała MZta - dla mnie, ale jak to zazwyczaj bywa - rodzice powiedzieli NIE. Dopięłam swojego - prawo jazdy mam, motocykl mam, jeżdżę, ale wiem, że wiele straciłam z tego, że nie dane mi było uczyć się w młodym wieku... Straciłam ten czas, kiedy nauka przychodzi naturalnie...
Jeśli zostanę moto-mamą, swoje dzieci będę zachęcać jak tylko będę umiała, by dążyły do rozwoju swoich pasji. Im wcześniej zaczną, tym szybciej nauczą się szacunku do maszyny, zdobędą umiejętności, opanują technikę.
A jeśli będą to dziewczyny - swój wysiłek podwoję, by wiedziały, że dziewczyny nie muszą spędzać życia w kuchni.
Bardzo Ci dziękuję za tą notkę.

2013-03-15 12:45:34 Moto-Cenzor

Córcię mam trochę młodszą niż Twoja ale już jechała ze mną Fazerem i na skuterze. No może jechała to za dużo powiedziane, wolna rundka po parkingu w te i we wte :) Ale mam nadzieję, że jednak nie połknie tego bakcyla i jak podrośnie to nie będzie chciała mieć motoroweru. Dlaczego ? Zwyczajny strach o bezpieczeństwo, zdrowie i życie. Sam odpalając sprzęta zawsze myślę, czy wrócę do garażu cały i zdrowy ale wliczam to w ryzyko tej zabawy. Przy czym staram się je minimalizować: rozsądna jazda i moto-ciuchy z protektorami. Natomiast umarłbym ze strachu gdyby miała jeździć samodzielnie moja córka albo żona. I prawdopodobnie nie pozwoliłbym na to. Zatem prawdą jest stwierdzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Z obecnej perspektywy sam się zastanawiam i dziwię jak to było możliwe, że moi rodzice pozwolili mi bez żadnego ale - jako nastolatkowi - samodzielnie jeździć nie tylko po mieście ale i po całym ówczesnym województwie motorowerem (Romet-Ogar 200) a potem motocyklem (MZ 150). I nie było wtedy obowiązkowych kasków na motorowery, że nie wspomnę o jakichkolwiek ciuchach moto. Ale może dlatego, że to były inne czasy, ruch był mały a świadomość bezpieczeństwa też była zupełnie inna. No i prawie wszyscy koledzy też jeździli na Rometach, Jawkach i Simsonach.

2013-03-15 08:19:18 klurik

Wiele razy bywało tak, że jakieś dziecko prosiło rodziców o pozwolenie żeby usiąść na motocyklu. Ba! Najmłodsze nie mogło zbytnio prosić ponieważ się jeszcze mocno śliniło. Niezależnie jednak od wieku wywoływało to w ich spojrzeniu coś na kształt obłędu (niewinnie radosnego, ale też z nutką czegoś do czego nie odwróciłbym się plecami gdyby trzymało szpikulec do lodu). Rodzice mogli swobodnie sadzać swoje pociechy na motocyklu i robić pamiątkowe fotki, zadowoleni niemal tak samo jak ich pociechy. Zawsze jednak pytałem, czy aby na pewno zdają sobie sprawę z długoterminowych konsekwencji jakie z tego mogą wyniknąć...

2013-03-15 07:14:06 _Anonim_

"..czasami świadomość tego utrąca mnie w locie pomiędzy kolejnymi podskokami..."

Genialne! :)

  • Dodaj komentarz