21.06.2012 20:30
EasyGSX-Rider
Moja poobijana maszyna stoi już w garażu i czeka na rozpoczęcie przebudowy, a że człowiek nie wielbłąd i jeździć musi, jako się rzekło, tako się kupiło zmiennika dla Ciuchci.
Ogłoszenie było kuszące, z odpowiednimi zdjęciami i opisem określającym maszynę jako egzemplarz kolekcjonerski. A że mam ostatnimi czasy napięty harmonogram, dwa tygodnie zajęło mi ustalenie terminu oględzin. Udało się, pewnej niedzieli dotarłem do stolicy. Nie muszę chyba dodawać, że na miejscu wyszły na jaw pewne rozbieżności w kwestii definicji słowa kolekcjonerski. Wieczór w gościnie u znajomych, ze dwa ciemne-pieniące w miłym towarzystwie i z rana powrót na miejsce oględzin. Koniec końców, mój własny protokół rozbieżność między oczekiwaniami i stanem faktycznym nie był nawet zbliżony do ostatnich ustaleń NIK-u i tak oto wszedłem w posiadanie dwukółki GSX-R 750 rocznik '88 – dziadka wszystkich cywilnych superbajków.
No i się zaczęło, dupsko na siodło, tankowanie i jazda do Trójmiasta, co by jeszcze do pracy chociaż na ćwierć dniówki zdążyć. Najpierw powoli, jak żółw ociężale – zwłaszcza że sucho nie było wcale... (Się rymło). Na szczęście przestało padać jakieś 50 kilometrów od Warszawy. Jako, że nigdy wcześniej nie jeździłem sportami i kilka wiosen już widziałem, a sprzyjająca reumatyzmowi przeszłość pozostawiła w moim kośćcu sporo pamiątek – było ciężko.
Po 100 kilometrach byłem mniej więcej (mniej niż więcej) obwąchany z maszyną.
Po 150 kilometrach myślałem, że jajo zniosę.
Po 200 kilometrach znosiłem już trzecie.
Po 215 kilometrach wszystkie zniesione jajka były na twardo i musiałem zrobić przerwę, uff...
Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się jechać motocyklem, w którym „ból przemieszczania” pojawił się szybciej, niż rezerwa paliwa. Dzisiaj, kiedy piszę ten tekst, Gix wozi mnie już drugi tydzień do pracy, nawinął pierwszy tysiak pod moją kościstą i jazda nim boli coraz mniej – pewnie się przyzwyczajam. Z perspektywy pierwszego tysiąca, kilka obserwacji.
Komfort - Mógłbym zbyć sprawę jednym słowem: Brak. A w szczegółach wygląda to tak:
-
Pozycja za kierownicą – albo plecy, albo nadgarstki, coś BĘDZIE boleć. Po 150 kilometrach znika dylemat wyboru, boli jedno i drugie (między innymi).
-
Siodło – specom z Suzuki udało się zrobić dość grubą tapicerkę, dającą odczucia zarezerwowane dla heblowanej deski. Na odwrót byłoby banalnie.
-
Manetki – w podstawówce miałem długopis o większej średnicy.
-
Moc – no gdzie ona się podziewa... Dowiaduję się, jak spoglądam na prędkościomierz.
-
Drgania – dlaczego największe występują przy obrotach typowych dla prędkości około-kodeksowych?
-
Drgania (znowu) – jazda z choćby jedną kropelką w pęcherzu to bardzo zły pomysł. Teraz już wiem, że częste odwiedziny w przydrożnych toaletach nie muszą oznaczać kłopotów z prostatą.
-
Zachowanie na koleinach – cóż, Czarna Ciuchcia bardzo mnie rozpieściła, nienachalnie informowała o podłożu jadąc dalej zadanym torem. Gixem rzuca nawet na grubiej położonej farbie pasów...
-
Dziury i inne przyjemności – lepiej nie siadać za blisko zbiornika planując dzieci, a jeżeli ich się nie planuje... są bardziej cywilizowane sposoby na sterylizację.
-
Przeciskanie w korkach – to zabrzmi dziwnie, ale Czarna Ciuchcia we wspomnieniach wydaje się mniejsza od Gixa...
-
Spalanie – tak wiem, każdy konik w olejowej stajni musi swoje wypić...
A poza tym wszystkim, jest to bardzo fajne moto i już dwa razy zostałem zapytany, czy nie chcę go sprzedać. O XJR-ę nikt nie pytał...
Na koniec małe wytłumaczenie, dlaczego będąc facetem już nabierającym zewnętrznych oznak wieku dojrzałego, mając ustalone upodobania w kwestii kategorii motocykli lubianych przez moje plecy i inne członki, kupiłem akurat prehistorycznego super-sporta? Bo jest to pierwszy motocykl, który mi się spodobał (zaraz po motorynce), jeszcze w czasach podstawówki. A dowiedziałem się o nim, kiedy Tata kupił mi modelarski zestaw motocykla (chyba Revel'a) do samodzielnego sklejenia. To był właśnie GSX-R 750 rocznik '88. I wtedy to było jedyne moje źródło wiedzy o tej maszynie. Teraz mam takiego samego w skali 1:1 i nawet o tym samym malowaniu! Przy stosunkowo niewielkim nakładzie pracy, za rok (może dwa) wyszykuję go na prawdziwą kolekcjonerską perełkę. A już w przyszłym roku Gix dostanie żółte blachy.
Pomyślałby kto, Gixer – maszyna o której marzyłem w podstawówce, będzie stała w moim garażu jako motocykl zabytkowy... W takich chwilach czuję się stary, ale przechodzi kiedy tylko odpalam Dziadka Gixa. W nas obu drzemie jeszcze sporo wigoru.
LwG. Spełniajcie dziecięce marzenia, szczególnie, jeżeli nie kosztują majątku.
Komentarze : 13
To był mój pierwszy motocykl. kupiłem go już zajechanego, a mimo to wytrzymywał wszystko. Nie zepsuł się nawet następnemu właścicielowi. Pusty wydech 4w1 robił piekło. Normalnie bałem się tej maszyny. Moi koledzy też...
Niech dzielnie służy!
->S-Fighter: Nazywa się Gix, Dziadek Gix. Elektryka bezproblemowa, jak u wszystkich znajomych, może poza jednym ducatistą...
I jak tam sędziwy japoniec, elektryka wytrzymuje w deszczu?
->Beebas: Miód w oczach jest średnio przyjemny - nie pytaj, skąd wiem ;-)
A co do marzeń, trzeba mieć też kilka takich spoza horyzontu prawdopodobieństwa i sprawa załatwiona.
->Czupryn: Poczytamy, nie mniej moja ex-panna, a obecnie moja osobista mężatka nie ma zamiaru gościć na tylnej kanapie. Za to córcia chce. Nie mniej, dłuższe trasy tylko mono!
Właśnie zainspirowałeś mnie do napisania notki "Weź na wakacje cały dobytek i dziewczynę czyli jak przejechać 8 tys. km. na supersporcie". Będzie to poradnik z gatunku "don't do it at home" bo po tej przebieżce to ex-panna jest :D
Miód na moje oczy czytać takie wpisy :-)
Ech...
A co do marzeń - mi się kurde wszystkie spełniają - aż się boję, że lista wyczerpie się zbyt wcześnie ;-)
Bo lata już takie, że nowe marzenia nie powstają jak grzyby po deszczu.
A o te, co jeszcze się ostały trzeba dbać żeby za szybko się nie spełniły :-D
Pozdrawiam
Szerokości, suchości i przyczepności
->śniadanie: messerschmittów trochę się uchowało i latają. Nie lepiej replikę Łosia? Zdaje się, że niedawno nawet odkryto gdzieś jakieś oryginalne części...
->MisiekGT: Mój garaż marzeń ma 11 stanowisk - ten motocyklowy. Na razie jestem na etapie 1,5/11...
Czarny Maszynista - podoba mi się!
Fajny tekst. Właśnie czytam trzeci raz :)
Widzę, że harem rośnie i teraz masz już dwie sztuki do przytulania - jeszcze jeden i zacznę do Ciebie pisać per "Sułtan" ;)
Powodzenia Czarny Maszynisto.
->S-Fighter: Tak jakoś wyszło ;-)
->Motorhead: Dookoła Świata, jachtem, samotnie? A wiesz, że więcej ludzi było w kosmosie, niż tego dokonało? Ja chciałem wystartować w Pucharze Ameryki... Na scenę ani na boisko mnie nie zaciągniesz.
->morham: Dzięki. Bywa, że napiszę o czymś miłym.
Ta ! Spełnianie marzeń z dzieciństwa. Jeszcze mi zostało: opłynięcie samotnie kuli ziemskiej, wspólna gra na scenie z Lady Pank i trening z Manchesterem United :D
W końcu na porządnym moto, choć nieco starawy...
Archiwum
- grudzień 2014
- październik 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (72)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)