Najnowsze komentarze
czopkizdup do: Wbrew prawom fizyki.
"Łamanie praw fizyki". Prawa fizy...
http://ataman.junak.net/
Zbycho_Jura do: No i wuj, że Hyosung!
Ja już o tym pisałem - ale wspomnę...
yamaha xj600n do: No i wuj, że Hyosung!
wszyscy tzw.znawcy pewnie jeżdżą a...
AAAaaaAAaa do: Czerwona gorączka.
"Ma to coś wsþólnego z gausow...
Więcej komentarzy
Moje linki

27.02.2014 11:03

Zatacka znaczy zakręt.

Legenda głosi, że jest ich trzysta tak, jak trzystu było obrońców pod Termopilami. Tak naprawdę jest ich około trzydziestu, ale to wciąż o te trzydzieści więcej, niż u nas…

No i mamy po igrzyskach olimpijskich. Kurz bitewny opada, błoto w Soczi obsycha, flota czarnomorska w gotowości, a wszystkie bardziej, lub mniej szanujące się media (a nawet te nieszanujące się) ustami swoich „ekspertów” starają się dorabiać ideologię do medalowego stanu posiadania, z jakim nasza Reprezentacja wyjechała z Rosji.

Jadąc niedawno do pracy usłyszałem w radiu pewną tezę (z którą się zgadzam), że niemal wszystkie sukcesy, jakie odnoszą nasi sportowcy, są autorstwa wybitnych indywidualistów, którzy pomimo wszelkich możliwych przeciwności osiągają szczyt.
Nazwiska znamy wszyscy, więc nie będę ich powtarzał. Generalnie obserwacja sprowadzała się do tego, ze tam gdzie nie ma infrastruktury, ani żadnego systemowego wsparcia, wbrew wszystkiemu i wszystkim pojawiają się osobowości zdolne walczyć o najcenniejsze światowe trofea.
Oczywiście od razu skojarzyło mi się to z motocyklami i naszymi ulicznymi ścigantami, z których wedle tej teorii powinniśmy już się dorobić kilku mistrzów TT.
Gdy moja uwaga powróciła do audycji, akurat na koniec wyliczanki nazwisk (niezbyt długiej), wspomniano też o Robercie Korzeniowskim zauważając, że jedynie on nie miał tak źle, bo do chodu wystarcza kawałek równej drogi. I w momencie, kiedy już chciałem na głos wypowiedzieć „bez przesady z tym dostępem do równych dróg w naszym kraju”, wręczył mnie jeden z redaktorów prowadzących audycję, stwierdzając coś bardzo podobnego.

W tym momencie moje myśli znów popłynęły w kierunku wyścigów motocyklowych w ich drogowej odmianie.
Wszyscy wiemy, że w kwestii torów wyścigowych nasz kraj, to ostatnia liga cywilizowanego świata. W takiej sytuacji logicznym wydaje się, że jedną z alternatyw dla braku obiektów zamkniętych, będzie organizacja wyścigów na improwizowanych torach drogowych (tak to się chyba nazywa)? I co? I nic, czyli jak zwykle.
Okazuje się, że jedną z podstawowych przeszkód w organizowaniu takich imprez jest nie kto inny, jak Polski Związek Motorowy! Pozwólcie, że streszczę Wam wszystkie uzasadnienia, jakie można usłyszeć z ust związkowych przedstawicieli, kiedy ktoś pyta o możliwość przeprowadzenia takiej ( i niemal każdej innej) imprezy: „Nie, bo nie- bo nam się dupy ruszyć nie chce.”
A potwierdza to ich koronne stwierdzenie: „Związek nie jest od tworzenia czegokolwiek, tylko od koordynowania”. Kiedyś już sobie używałem na tym stwierdzeniu, więc nie będę się powtarzał.

Załóżmy jednak, że znalazła się grupa zapaleńców gotowych poświęcić własny czas, a często i pieniądze i zorganizować coś podobnego. Najprawdopodobniej w końcu popełnią ten sam błąd, co wszyscy przed nimi i udadzą się z pomysłem do PZM. Wiecie, co tam na „dzień dobry” usłyszą? Że bez oficjalnego błogosławieństwa związkowego to jest nielegalne! Dokładnie tak, jak w przypadku trójmiejskiej grupy miłośników moto-gymkhany. Skoro związkowy beton ma kłopot z lawirowaniem na placyku pomiędzy pachołkami, to czego mielibyśmy się spodziewać w temacie imprezy wyścigowej? I właśnie tutaj wracamy do „nie, bo nie”.

A tymczasem z „nielegalnością” takich działań poza PZM, to całkowita bzdura! Da się zrobić legalnie taką imprezę w oderwaniu od dziadków szyszkowych, grzejących pokomunistyczne stołki. Oczywiście, jak już związek zorientuje się, że na drodze legislacyjnej nie jest w stanie zablokować konkurencji, która chce pokazać wszystkim, że się da i PZM do niczego nie jest nam potrzebny, zaczną się inne podchody. Na przykład, zagrożą dyskwalifikacją we wszystkich firmowanych przez PZM imprezach tych uczestników „nielegala”, którzy mają ich licencje. Cóż, tutaj rzeczywiście mogą mieszać, ale można to obejść, wyrabiając sobie międzynarodową licencję. A poza tym, taka impreza nie musi być tylko dla licencjonowanych.

Chciałbym też zauważyć, że w naszym kraju coś tam w kwestii wyścigów ulicznych zaczyna kiełkować, ale póki co, wiąże się to z motocyklami klasycznymi. Tak czy inaczej, jest to jakaś ścieżka już odrobinę przecierana. I kto wie, może podłączenie się pod klasyki skróciłoby nieco drogę przez mękę, jaką niewątpliwie trzeba przejść dążąc do odrodzenia w Polsce drogowych wyścigów motocyklowych?

Jednak to wszystko to partyzantka i prowizorka, przynajmniej tak to widzę na dzisiaj. I chociaż jako naród, mamy w partyzantce i prowizorce długą tradycję, to ja już jestem tym zmęczony. Chciałbym zobaczyć coś normalnego, z czym nie trzeba się kryć i udawać, że „nas tu nie ma”.
Dlatego w tym sezonie zamierzam wybrać się do naszych południowych sąsiadów na imprezę zwaną „300 Zatacek Gustava Havla”, tudzież „Czeskim Tourist Trophy”. Ale nie po to, żeby wystartować (za cienki na to jestem), ale żeby pooddychać normalnością i z bliska zobaczyć, że się da!

I może to jest droga, nie marzyć o wyścigu z rozmachem TT na wyspie Man, a spróbować skopiować Czechów?
I tylko, gdzie? Niejako z automatu przychodzą mi na myśl pętle bieszczadzkie, mała i duża. Na Kaszubach i Kociewiu też by się coś znalazło, ale… No właśnie, gdyby tylko nie ta nawierzchnia, równa inaczej…

A póki co mam apel do wszystkich zapierdalających na maksa po naszych drogach w normalnym ruchu ulicznym, aby spróbowali zainteresować się „trzystoma zatackami”. Czytający mnie nieco regularniej dobrze wiedzą, jakie mam zdanie o „spe edmajsterach”…  Jeżeli jednak obiekty moich kpin zaczęłyby się pojawiać na tym wyścigu, zaznaczając tym samym polską obecność w cywilizowanym świecie ulicznych wyścigów motocyklowych, to będę prawdopodobnie najgłośniej ich oklaskującym.  I wierzę, że z tego towarzystwa pojawiłby się zawodnik, którym moglibyśmy się chwalić. A może nawet kilku?
Podsumowując, „speedmajsterzy na zatacki”!

 

LwG. Życzę Wam (i sobie) równych nawierzchni i innych normalności.

 

P.S. A jeżeli chcecie poczytać o sprzedawaniu wiernego wierzchowca, albo reformie edukacji, zapraszam na kaskiemwmur.pl

Komentarze : 4
2014-03-02 16:09:51 EasyXJRider

->Dokturpotfur: Sam się zastanawiam czasami nad tym samym. Jednak ilość ciekawie zapowiadających się akcji, upierdolonych w przedbiegach przez "czynniki" sprawia, że to głównie w urzędasach wszelkiego autoramentu widzę kłopot.

Byłoby fajnie słyszeć "jak możemy wam pomóc", zamiast "bez nas to jest nielegalne".

2014-03-02 01:58:09 dokturpotfur

Ano właśnie. Wiele razy czytałem opinie, że Polska z racji dziurawych dróg i ogólnej ch*jni do wyścigów szosowych nadaje się bardzo średnio, ale do enduro/supermoto powinna być idealna... i co? W tej kwestii też jakoś wielkich sukcesów nie ma, mimo niewątpliwej obecności talentów w naszym kraju. Zastanawiam się, czy to jest tylko kwestia leśnych dziadków z PZM, którzy trzymają drętwiejącą łapę na wszystkim, czy też ogólnej, paralizującej nasz kraj niemocy...

2014-02-28 22:43:11 EasyXJRider

->S-Fighter: Szczerze przyznam, że też dowiedziałem się o tej imprezie niedawno.

2014-02-28 13:09:22 S-Fighter

Pierwsze słyszę, o tych zatackach...

  • Dodaj komentarz