Najnowsze komentarze
czopkizdup do: Wbrew prawom fizyki.
"Łamanie praw fizyki". Prawa fizy...
http://ataman.junak.net/
Zbycho_Jura do: No i wuj, że Hyosung!
Ja już o tym pisałem - ale wspomnę...
yamaha xj600n do: No i wuj, że Hyosung!
wszyscy tzw.znawcy pewnie jeżdżą a...
AAAaaaAAaa do: Czerwona gorączka.
"Ma to coś wsþólnego z gausow...
Więcej komentarzy
Moje linki

30.12.2012 23:48

Nowe prawko raz jeszcze.

Tak Panie Redaktorze, potrzebujemy zmian, potrzebujemy rewolucji (lubię to słowo) i w pełni zgadzam się z Pana niedawnym tekstem.

Ale to (o zmianach i rewolucji) wiedzą wszyscy myślący osobnicy mający cokolwiek wspólnego z ruchem kołowym. Tylko, co zmienić, no i jeszcze, jak to zmienić, oto są pytania warte zmóżdżenia. W przywołanym tekście podpowiedzi wprawdzie są, jednak raczej szczegółowe. Dla tego niniejszym wpisem pozwalam sobie na zaprezentowanie mojej autorskiej odpowiedzi dotyczącej całego systemu, czyli:

Prawko według EasyXJRidera.

Odpowiedź na pierwsze z pytań jest akurat prosta: Wszystko! A teraz nieco się rozpiszę, aby odpowiedzieć na pytanie o to, jak to zmienić.

Sprawa podstawowa, to orgiastyczny nadmiar regulacji i obostrzeń w samej procedurze, jaką należy wypełnić, aby zdobyć wymarzony kawałek plastiku. Po takiej grze wstępnej można by się spodziewać porównywalnego z fontanną Di Trevi, wytrysku testów i sprawdzianów, tymczasem cała ta fanfaronada znajduje swoją kulminację w żałosnej parodii zwanej egzaminem państwowym i jest całkowicie zbędna, bo też absolutnie niczemu nie służy. No, może poza sztucznym generowaniem napływu dodatkowej kasy do państwowego wora.

W mojej opinii, do momentu pojawienia się na egzaminie państwowym, kandydaci na kierowców nie powinni mieć do zrobienia zupełnie nic, co wymagałoby pisemnego potwierdzenia i w takiej formie dostarczenia na egzamin. Zupełnie, całkowicie, absolutnie nic, poza dowodem osobistym. Przykładowo, w moim świecie, Pan Nieruchawy Kanapowiec, którego znudziły już wakacyjne powtórki seriali i tokszołów mógłby wstać z kanapy w środku dnia, czym zapewne wprawiłby w osłupienie bliskich ("ktoś siedział na kanapie!") i stwierdzić: „Idę zrobić prawko”. Czym wprawiłby bliskich w osłupienie po raz drugi („to mówi!”). Dokładnie tak to powinno, z formalnego punktu widzenia wyglądać!

Tylko że Pan Nieruchawy Kanapowiec (NK) ruszył swój tłusty tyłek zupełnie niepotrzebnie, bo w moim świecie, w tej sytuacji jego szanse na zdanie tego egzaminu byłyby mniejsze, niż na wygranie wielkiej kumulacji w totka.

Załóżmy, że NK zamówił telefonicznie/mailowo egzamin państwowy, podczas czego zostawił swoje namiary. Po jakimś czasie kontaktuje się z nim osoba do tego odpowiednia i przekazuje czas i miejsce odbycia egzaminu teoretycznego. NK jedzie na miejsce, pokazuje dowód i potwierdzenie dokonania stosownego przelewu, siada przed komputerem, odpala program i już jest egzaminowany:

  • Test ogólny wielokrotnego wyboru, powiedzmy 350 pytań (nie muszą być super-trudne), spośród tysiąca – co najmniej.

  • Później trzy kwadranse na test refleksu, połączony z rozpoznawaniem zagrożeń i możliwością wyboru jednej, lub dwóch z czterech reakcji (zwracam szczególną uwagę, hamuję, przyśpieszam, omijam). A to z bazą co najmniej pięciuset różnych sytuacji możliwych do przedstawiania w co najmniej dwudziestu sceneriach. I nie widzę powodu, żeby wszystkie te testy nie były powszechnie dostępne.

Załóżmy, że NK zdał. Na monitorze wyświetliły się gratulacje i życzenia udanego dnia i... To wszystko, na razie. Resztę dnia może spędzić w swoim naturalnym środowisku, czyli na kanapie. Kiedy będzie tak sobie siedział, skontaktuje się z nim Certyfikowany Egzaminator (CE) i wspólnie ustalą miejsce i czas odbycia egzaminu praktycznego.

Spotkają się na jednym z wielu w okolicy certyfikowanych placów manewrowych. Place te są w rękach prywatnych i mają wszystko, co potrzebne do przeprowadzenia egzaminu na daną kategorię pojazdu, co potwierdza stosowny certyfikat. Dzisiaj w ten sposób działają stacje diagnostyczne, więc czemu nie place manewrowe? Tutaj, po przywitaniu i rozliczeniu się (finansowym) z CE, nasz znajomy NK otrzymuje instrukcję, co to ma na tym placu zrobić i na której maszynie. Następuje:

  • orgia slalomów szybkich i wolnych,

  • zatrzymania i ruszenia

  • zatrzymania z ruszeniem bez dotykania stopami podłoża

  • „testy łosia”, w których informacja, z której strony wyminąć przeszkodę pojawia się w ostatniej chwili

  • tunele z szykanami i niezapowiedzianymi zatrzymaniami awaryjnymi

  • manewry na luźnych nawierzchniach

  • i inne gymkhany.

Jeżeli CE uzna, że technika prowadzenia prezentowana przez NK jest zadowalająca, ruszą „w miasto”. To wygląda całkiem podobnie, jak teraz, tyle że przejechać trzeba co najmniej 150 kilometrów lub 2,5 godziny, w zależności. Co nastąpi później, w konfiguracji 50/50 miasto/za miastem. To powinno wystarczyć na sprawdzenie, czy delikwent(ka) ogarnia warunki ruchu drogowego i potrafi robić praktyczny użytek z wiedzy teoretycznej.

Jeżeli okaże się, że ogarnia i potrafi, NK wróci na swoją kanapę, z której wyrwie go dopiero listonosz z jego prawkiem, na którym oprócz typowych informacji, byłaby też ta o egzaminatorze, który dopuścił NK do prowadzenia motocykla. Jeżeli CE wypuściłby zbyt wielu kierowców powodujących wypadki w pierwszych trzech latach od egzaminu, traciłby czasowo uprawnienia egzaminatora. I tyle.

O tak, takiego egzaminu można by się bać, w przeciwieństwie do kolejnej ewolucji parodii państwowej, o czym już pisałem. Co więcej, idąc z marszu na pewno bym czegoś takiego nie przebrnął. Potrzebowałbym pomocy prawdziwego instruktora jazdy, który nie dość, że sam jest doskonałym motocyklistą, to jeszcze potrafi przekazać wiedzę i nauczyć techniki jazdy, w sobie znany, autorski sposób. I nikomu nic do tego, jak on tego uczy, grunt, że skutecznie.
A, że czasami musiałby mnie zabrać „w miasto”, to posiadałby jakiś tam uprawniający do tego certyfikat. Powiedzmy, że powinien sam mieć prawko, odpowiednie przeszkolenie z udzielania pierwszej pomocy, porządną apteczkę i zobowiązanie, że ponosi odpowiedzialność prawną za poczynania swojego kursanta - i już ma odpowiedni papier. Natomiast jedynymi powodami dla których bym się do tego faceta (lub babki) zgłosił, byłyby opinia o nim (niej) „w środowisku”, oraz moja świadomość, że bez jego pomocy nie mam szans na zaliczenie egzaminu.

I tyle, cała filozofia

 

LwG, byle do wiosny.

Komentarze : 29
2013-02-13 13:10:47 mufka

-> EasyXJRider: ad.1. Problem jeżdżenia bez uprawnień rozwiąże się tylko i wyłącznie wtedy, jeśli konsekwencje takiej jazdy będą dotkliwe dla tegoż jegomościa. Czyli nie 500pln mandatu i ewentualne odholowanie na parking, tylko dużo wyższa grzywna i zarekwirowanie pojazdu.
ad.2. Energia kinetyczna ciała jest zależna zarówno od prędkości ciała jak i jego masy, porównanie z pociskiem karabinowym jest nie na miejscu z uwagi na powierzchnię czołową i inne rozejście energii, ale tak masz rację jest to niebezpieczna zabawka.
ad.3 Aktualnie kierowcy samochodów mają lżej, łuk górka i na miasto.
ad.4 Ale nie napisałeś, że nie muszą więc domyślnie wysyłasz egzaminowanego tego samego dnia na miasto. (właśnie przez niedopowiedzenia kolejne akty prawne sejmu RP to bełkot)
ad.5 Aktualnie masz X ludzi ze zdaną teorią, nauczonych starego placu na 250-kach, którzy po wznowieniu mają zrobić nowy plac na 600-kach.
ad.6 Czym ma być kurs na prawo jazdy? Przygotowaniem amatora czy zawodowca?
Wydaje mi się, że amatora, który z czasem albo będzie chciał jeździć czymś szybszym i wtedy szkolimy go dalej, albo będzie się spokojnie toczył z prędkościami kodeksowymi z punktu A do B.
ad.7 Czy dlatego, że w swojej karierze przebyłeś wiele szczebli drabiny, innym zabronisz mieć na początku ten łatwiejszy egzamin?
8 Trzeba niestety narzucić, że nie ma innej drogi do najszybszych maszyn jak stopniowe przesiadanie się na coraz szybsze, mocniejsze maszyny.
Również zdobywanie uprawnień na kolejny poziom musi być oparte na kolejnym kursie, gdzie pokażą czym różni się maszyna lekka od ciężkiej. Nie może być układu, gdzie to wiek decyduje o kategorii dopuszczalnych maszyn tylko, staż za ich fajerą. Tylko do tego musiałbyś zmienić mentalność narodu polskiego, w którym wielu uważa, że "słabe/wolne motocykle to potwarz dla prawdziwego motocyklisty".

2013-02-13 11:35:31 EasyXJRider

->Mufka: Udam przez chwilę, że wolno mi otwierać dziób i odpowiem tak:
1. W takim razie dawajmy prawo jazdy każdemu, kto skończy 18 lat, to rozwiąże problem jeżdżenia bez uprawnień!
2. A gdzie jest powiedziane, że egzamin ma być lekki? Dajemy ludziom do ręki dokument uprawniający do operowania sprzętem o energii niszczącej większej, niż niejeden pocisk z karabinu wojskowego!
3. W którym miejscu napisałem, że kierowcy samochodów mają mieć lżej? Tutaj piszę o motocyklach, a przynajmniej staram się.
4. Nigdzie nie napisałem, że plac i "teren" muszą się odbyć tego samego dnia.
5. Tak, każdy egzamin jest do zdania po przetrenowaniu. O to chodzi.
6. To, że solidny kurs jest dla kogoś za drogi, to nie znaczy że w imię równouprawnienia wszystkich grup społecznych mamy go upraszczać - co miałoby obniżyć cenę. Co to ma być, komunizm na dwóch kołach?
7. Zdawałem egzaminy, przy których ten na prawko to nieistotne wydarzenie poboczne. Byłem zmęczony, zestresowany, pod presją, ale i dobrze przygotowany i zdeterminowany. Jeżeli ktoś nie radzi sobie ze stresem egzaminacyjnym, to co dopiero będzie w stresującej sytuacji na drodze?

2013-02-13 10:59:19 mufka

EasyXJRider a jaki egzamin Ty zdałeś?
Jeśli tzw. stary to nawet nie powinieneś dzioba otwierać w temacie, czy nowy egzamin jest trudny czy nie.
Nowe przepisy są porąbane, zgodnie z nimi 40-letni świeżak ma dostać od pierwszej godziny motocykl egzaminacyjny, czyli na kat. A sadzamy Pana na 600 o mocy 80KM. Jeśli jeździsz troszkę na motorku, to wiesz co się stanie jak nagle odkręcisz manetkę, świerzak nie ma pojęcia.
Egzamin każdy jest do zdania, jeśli wcześniej go przetrenujesz, bo jeżeli masz wytrenowany stary plac, to na nowym polegniesz zwłaszcza na innym motocyklu.
Większość szkół nie ma tak wielkich i równych placów, motocykli dużych pojemności, itp., szkoły te powoli myślą o zlikwidowaniu kursów na kat. motocyklowe. Więc gdzie się uczyć do egzaminu??
Tak zostaną te stricle motocyklowe szkoły, może i dobrze, ale mniej szkół to mniejsza konkurencja i wyższa cena za kurs. Czyli kat. A staje się prawem jazdy dla Elit z kasą!
Co do Twojego pomysłu, to zobacz na ulicę! Im trudniej jest uzyskać prawko, tym więcej ludzi jeździ bez niego. I to Oni są głównym problemem psującym opinię dobrych motonitów.
Po placu wg Twojego pomysłu klient będzie tak zmęczony, fizycznie i psychicznie, że tylko sadysta wykopałby go na miasto. W całym swoim wywodzie zapominasz, że na egzaminie człowiek ma stres, bo nieznana maszyna, egzaminator, nawierzchnia, etc. jeśli ma do tego pokonać bez omyłki plac pełen dziwnych manewrów, to męczy i sprzyja błędom, a ten z rubryką tylko czeka na błąd.
Egzamin ma sprawdzać umiejętność poruszania się pojazdem, a nie być szkołą przetrwania
A końcowo to dlaczego motocyklista ma mieć na egzaminie bardziej przerąbane niż automobilista??

2013-01-18 17:35:11 klurik

@EasyXJRider
No widzisz. To teraz przynajmniej nie ma strachu, że jakieś dziecko go na ulicy zaczepi i powie tato dawaj piątaka bo idziemy pyknąć na automatach

2013-01-18 17:32:33 klurik

@gronostaj
Słyszał, owszem. Ale od balastu dzieli mnie kilka drobiazgów, m.in. II klasa zdrowotna, teoria którą jutro rozpoczynam i takie tam pomniejsze inne ;)

A co do ilości startów i lądowań to dziękuję za życzenia, ale niestety zepsułem sobie statystykę wypadając z zupełnie sprawnego samolotu. Piękne widoczki, wiaterek, drzwi otwarte - no to hop.

2013-01-06 00:23:38 EasyXJRider

->Klurik: To o kosztowaniu raczej w czipsach niż prezerwatywach otworzyło mi oczy na tajemnicę z czasów licka. Miałem kolegę, który seriami kupował takie o smaku bananów, ale raczej nie bzykał... I raczej do dzisiaj mu się nie udało.

->Ko: Po kilku kilometrach po mieście, po z góry znanej trasie, otrzymałem prawo dowolnie długiej wycieczki. To tak, jakby po wytłumaczeniu rekrutowi, gdzie jest lufa a gdzie kolba, uznać, że mamy strzelca... Czy dalej te 150km wydaje się nadmiarem?
I masz rację, potrafiłem ogarnąć mechaniczną dwukółkę na długo, zanim poszedłem na kurs. Może coś kiedyś o tym napiszę.
A co do czasu trwania kursu: Obowiązkowy czas trwania kursu powinien wynosić ZERO! Szkolisz się u kogo chcesz i tak długo, jak uznasz za stosowne.

->Gronostaj: Spoko. A co do celowości samej dyskusji i moich wpisów. Pewnie nie pomogą, ale siedzenie cicho na pewno nie pomoże. A poza tym, "czasami człowiek musi, inaczej się udusi".

2013-01-05 13:06:19 gronostaj

-> EasyXJRider: W żadnym razie nie neguję Twoich doświadczeń szkoleniowych! Poprzedni wpis miał na celu tylko i wyłącznie uzasadnienie mojego punktu widzenia. Ostatecznie i tak cała ta dyskusja ma na celu bardziej poprawienie naszych humorów, poprzez obgadanie tematu i tym samym ulżenie wątrobie, niż podniesienie jakości szkolenia i egzaminowania. Zresztą pewnie jeszcze nie raz, będziemy się zżymać, podczas lektury kolejnych wymysłów "władzy" na okołomotocyklowe tematy.

-> Klurik: A o balaście wodnym, Ty słyszał? ;) Powodzenia i tyle samo startów, co lądowań!

2013-01-04 19:52:26 Ko

@klurik
(...) Miałem przyjemność podczas kursu w standardowym wymiarze czasu zaliczyć tor crossem, trasę sportem i do bólu różne sytuacje w mieście. Dodanie rzeczy koniecznych do zdania trudniejszego egzaminu raczej nie spowodowałby zdecydowanego wzrostu czasochłonności (...).

Jeśli kolega nie jeździł przed kursem to gratuluje talentu (poważnie, ja kilka pierwszych godzin musiałem poświęcić na opanowanie moto). Nie twierdzę, że egzamin powinien być łatwiejszy. Wręcz przeciwnie zgadzam się z tym, że wymagania powinny być dostosowywane do warunków. To że uważam, że powinno za tym iść zwiększenie ilości godzin an szkoleniu. No tak uważam i koniec. Ktoś inny napisze, że godzin może być tyle samo a jak komuś potrzeba więcej to dokupi. Kwestia gustu i nie ma sensu się o to sprzeczać. Zostaje kwestia jak skomplikowany powinien być idealny egzamin i tu uważam (być może niesłusznie), że 2,5h jazdy czy zrobienie 150 km jak proponuje autor bloga to np. przesada. Równie dobrze do egzaminu można dodać hamowanie w zakręcie ale nie na placu tylko w warunkach drogowych czy hamowanie awaryjne ze 100 km/h.

2013-01-04 13:34:41 klurik

przepraszam za błąd gramatyczny na starcie

2013-01-04 13:33:12 klurik

@ EasyXJRider
Wiem, wiem... Nikt nie zajży. Po co ma zaglądać tu ktoś kogo motoryzacja pewnie średnio interesuje.

Z prezerwatywami to też dobry pomysł, ale szczerze powiem, że bardziej smakuję w czipsach niż prezerwatywach. No i to społeczne piętnowanie antykoncepcji połączone z motocyklizmem. Poziom potępienia społecznego podobny i tylko zapachu siarki brakuje ;)

Woodstock. Tak. Moja wina. 01 wrzesień 2012 19:32 taką mam datę zapisaną przy szkicu, więc wyraźnie leży i czeka. Jak mawiają, może uda mi się zmobilizować i ruszyć z kopyta z tym tematem. Obym się nie wywrócił ;)

2013-01-04 09:20:36 EasyXJRider

->Klurik: Gdyby zajrzał tu ktoś z ministerstwa, to jestem przekonany, że by po prostu nie zrozumiał. Gdyby jednak te pomysły miały być legislacyjnie wykorzystane, to niech ta ustawa zwie się ustawą Czarnej Ciuchci/Dziadka Gixa.

Poza tym, moglibyśmy pokombinować, do czego możnaby jeszcze dodawać prawko, może do paczek prezerwatyw?

I jeszcze jedno, albo coś przegapiłem, albo nie wywiązałeś się z obietnicy opisania moto-woodstocku?

2013-01-04 08:23:46 klurik

@gronostaj - To ja się nie będę przyznawał do torebek śniadaniowych z wodą i bazgrania po ławkach... ;)

Gratuluję zajścia tak daleko. Zostać ATCO nie łatwo i faktycznie niewiele osób jest w stanie wykonywać tą pracę. Przeszedł mi pomsył przez głowę, ale ostatecznie obrałem inną drogę. Za 2 tygodnie rozpoczynam szkolenie do PL(G) i obiecuję nie rzucać wodnych bomb z góry ;)

Obstawiam jeszcze dwa pokolenia do zauważalnych zmian w mentalności. Nie bardzo wiem w którą stronę pójdą, ale będą. Jakieś. Ludzie którzy obecnie zajmują stanowiska decyzyjne, bardzo często kształtowali swój pogląd na świat jeszcze pod zaborem, a tam... sami wiecie.

@EasyXJRider - W czipsach! Dlaczego ja na to nie wpadłem? Przecież można dawać prawka tylko do paczek z solonymi i paprykowymi, żeby wariaci jedzący serowo-cebulowe śmierdziuchy zostali wyeliminowani :)

@Ko - Miałem przyjemność podczas kursu w standardowym wymiarze czasu zaliczyć tor crossem, trasę sportem i do bólu różne sytuacje w mieście. Dodanie rzeczy koniecznych do zdania trudniejszego egzaminu raczej nie spowodowałby zdecydowanego wzrostu czasochłonności.
To nie tak, że jak pani Henia czy pan Rysiek nie są w stanie nauczyć się jeździć motocyklem w 30, 50 lub 200 godzin to znaczy, że egzamin trzeba uprościć, bo każdemu się należy.
Pewnie większość z nas zna lub spotkała osoby które mimo sporych pokładów wiedzy teoretycznej, nie były w stanie ogarnąć prostych czynności manualnych niezbędnych do wdrożenia tejże wiedzy w życie. W drugą stronę też to działa.


Tak patrzę jak się dyskusja rozwinęła i przez chwilę bałem się, że zajży tu ktoś z ministerstwa i ukradnie pomysł na zmiany... Ale z drugiej strony co ja gadam. Na pewno wpadną na lepsze pomysły samodzielnie ;)

2013-01-03 23:20:14 EasyXJRider

->Gronostaj: Jak wspomniałem, pewne doświadczenie szkoleniowe mam i na tej podstawie uważam, że da się pewne odruchy i technikę jazdy tak wyćwiczyć, jak i sprawdzić w izolowanych warunkach (placyk, "ośla łączka"). Tylko uczący i sprawdzający nie mogą być "z łapanki", a kursantowi musi się chcieć.
Ale podarujmy sobie już dyskusję nad szczegółami. Póki co, nikt nie zgłosił się do mnie z propozycją napisania ustawy i dopóki to nie nastąpi, nie uśmiecha mi się szczególanctwo.

2013-01-03 22:07:06 gronostaj

-> EasyXJRider: Jak najbardziej zdaję sobie sprawę z faktu, że tu jest słaby punkt mojej wizji. Wywodzi się on z założenia, że im bardziej test przypomina warunki realne, tym bardziej jego wynik jest wiarygodny, a sprawdzana umiejętność lepiej wyuczona. Przy rzeczonym jeleniu chodziło mi o uzyskanie efektu zaskoczenia w trakcie prawdziwej jazdy.

Czy bezpieczny kurs i takiż egzamin przygotuje do jazdy po naszych, nie zawsze bezpiecznych, drogach? Kandydat nauczany i sprawdzany na placu czuje się komfortowo właśnie w takim środowisku, ale po otrzymaniu prawa jazdy już na niego nie zagląda, za to porusza się po drogach, gdzie sprawy mają się trochę inaczej. Wtedy albo pojawia się stres związany z nową sytuacją, albo też pojawia się beztroska na zasadzie "mam papier, jestem królem szos". W konfrontacji z jeleniem, typ pierwszy może spanikować, typ drugi tak będzie zasuwał, że o jeleniu dowie się w momencie zderzenia.

Oczywiście należy liczyć się z możliwością wywrotki w sytuacji manewru na egzaminie, wraz ze związanymi z nią konsekwencjami, ale czyż właśnie nie takie powinno być podejście przed każdym wyjazdem? Przy okazji wymusiłoby to zakup odpowiedniego ubioru na egzamin, który to ubiór służyłby później świeżo upieczonemu jeźdźcowi. Asfalt boli tak samo na placu, jak na jezdni. Pozostaje sprawa innych uczestników ruchu, ale w mojej okolicy nie brakuje praktycznie nieuczęszczanych dróg z dobrą widocznością, na których można by sprawdzać kandydatów.

Niezależnie od przyjętego systemu szkolenia, takie manewry byłyby ćwiczone wcześniej, więc wykonanie uniku (lub awaryjnego hamowania) w czasie egzaminu, na publicznej drodze, nie powinno być całkowitą nowością dla kandydata i być może lepiej by go przygotowało, również od strony psychicznej, do prawdziwej jazdy po uzyskaniu uprawnień. Być może, jeden z drugim, byłby bardziej świadomy zagrożeń i początkowej znikomości własnych umiejętności. Mój kolega miał wypadek przy "śmiesznych" 50km/h, co w znaczący sposób zmieniło jego styl jazdy i spowodowało wzrost szacunku dla wskazań prędkościomierza.

Myśląc o Twojej bramce i trudnościach z nią związanych, dlaczego by nie połączyć obu metod w ramach jednego egzaminu? Na placu bramka z losowo generowanym kierunkiem uniku, a później w czasie jazdy "jeleń na hasło". Jak już egzaminować, to porządnie. Tylko, że cały czas wraca moja wątpliwość, czy zbyt trudny egzamin nie spowoduje wzrostu liczby użytkowników dróg bez uprawnień do tego? Sam widzisz, jaką panikę wywołały już aktualne propozycje. Jest jeszcze coś takiego jak korupcja, ale o niej wolę nawet nie myśleć.

Na nieobowiązkowe kursy mogę się zgodzić, to też dobry i ciekawy pomysł o pewnych zaletach.

2013-01-02 19:12:21 EasyXJRider

->Śniadanie: Obawiam się, że masz rację. Swoją drogą, to smutne, że najtrudniejsze do przeprowadzenia są rozwiązania oczywiste.

->Ko: W tekście i dotychczasowych komentarzach masz wszystkie odpowiedzi. Co do czasu trwania samego kursu (uparcie twierdzę, że nieobowiązkowego) jednemu wystarczyłoby 20 godzin, drugiemu i 200 byłoby za mało - tak nas natura ulepiła. A to, że dla kogoś egzamin jest za trudny, to nie powód jeszcze, żeby egzamin upraszczać - przynajmniej wedle mojego oglądu świata.

->Gronostaj: Czyli zgadzamy się co do zasady, różnice występują na poziomach szczegółowych. Natomiast pewnych rzeczy nie da się sprawdzić bezpiecznie poza wydzielonym placem. I dalej twierdzę, że sam kurs powinien być nieobowiązkowy, a co za tym idzie, nie możnaby kwestii sprawdzianów na placu pozostawić szkołom jazdy, skoro nie byłby częścią oficjalnego systemu egzaminacyjnego. Co do kosztów, stacje diagnostyczne też kosztują.
A w kwestii samego manewru "łosia" na hasło. Mam doświadczenie szkoleniowe w narciarstwie (byłem instruktorem). Uwierz, że na hasło skręty ludziom wychodzą, a jak ustawisz bramkę, to już nie... przynajmniej nie tak łatwo. I ma to swoje psychomotoryczne uzasadnienie. Generalnie, manewry testowe o intencjonalnie dużym ryzyku upadku powinny być przeprowadzane w izolowanym środowisku.
No ale to generalnie tylko moja propozycja.

2013-01-02 18:30:29 gronostaj

-> EasyXJRider: Tak, jak najbardziej. Jakikolwiek egzamin, byleby był merytorycznie zaplanowany i solidnie przeprowadzony. Co zaś się tyczy odróżniania, już rozwijam:

Teoria powinna być zdawana ustnie, ponieważ w bezpośrednim kontakcie można wybadać, z jakim typem człowieka mamy do czynienia, zwłaszcza jeżeli w komisji zasiada psycholog. Za pomocą odpowiednich pytań można sprawdzić nie tylko poziom wiedzy, ale również podejście kandydata, umiejętność myślenia, inteligencję (lub ich brak), czy też, przy użyciu pytań wytrącających z równowagi, skłonność do ryzyka lub agresji.

Na pewno przywrócił bym pytania techniczne, nawet takie bardziej złożone, a także wprowadziłbym pytania dodatkowe, niezwiązane bezpośrednio z przepisami ruchu drogowego. Np. opowiedz o swoim wymarzonym/ulubionym motocyklu, dlaczego chcesz zostać motocyklistą, dotychczasowe doświadczenia "motocyklistyczne". Kopalnia wiedzy o kandydacie! Ponadto konieczność nauczenia się tych kwestii technicznych być może odsiałaby jakąś część "tych niemyślących" i lanserów już w zarodku.

Podobnie, odpowiednio przeprowadzony egzamin praktyczny pomógłby w osiągnięciu podobnego efektu. Egzaminator, będący jednocześnie wprawnym (lub przeszkolonym) obserwatorem, jest w stanie wyczytać ze sposobu jazdy kandydata pewne wskazówki, co do jego osobowości, charakteru oraz poziomu umiejętności. "Jazda" powinna trwać trochę czasu, aby kandydat się odprężył i odrobinę zapomniał, że jest egzaminowany, a jednocześnie by trochę się zmęczył i utracił jakąś część początkowej koncentracji, obliczonej na odegranie roli perfekcyjnego i grzecznego motocyklisty.

Przez analogię, ileż to razy rewelacyjne pole position nie znalazło przełożenia na miejsce na podium - przeszkodziła kwestia odporności psychicznej, powtarzalności rezultatu, umiejętności koncentracji, czy też zachowania zdolności szybkiego myślenia w sytuacji powiększającego się zmęczenia. Tak, tak, test praktyczny również może być testem psychologicznym!

Najprostsze przykłady: czy kandydat jedzie najszybciej, jak się da bez przekraczania dozwolonej prędkości, czy też może aktywnie moduluje prędkość w zależności od warunków? Czy jego kask jest jak przyklejony do drogi, czy obraca się na boki w poszukiwaniu zagrożeń? Czy operuje motocyklem miękko i z wyczuciem, czy ma tendencję do nerwowego szarpania? Czy kandydat wykazuje przejawy drogowej uprzejmości i kurtuazji? Czy po skończonym egzaminie kandydat umie wyjaśnić w spójny i rozumny sposób podjęte w trakcie jego trwania decyzje?

Zaryzykuję twierdzenie, że koszt obsługi tak usprawnionych egzaminów nie byłby większy od wprowadzania i utrzymania złożonych systemów informatycznych i urządzeń pomiarowych na placach.

Przy okazji, egzamin powinien sprawdzać również umiejętność wykonania trudnych manewrów, jak np. test łosia, ale niekoniecznie na placu. Podtrzymuję opinię, że plac powinien być sprawą szkoły, która byłaby z tego rozliczana. Egzamin = jazda po mieście i poza nim. Natomiast nie widzę problemu, by w czasie jazdy poza miastem, na odpowiednim odcinku drogi, przy odpowiedniej prędkości, podać kandydatowi przez interkom polecenie "jeleń z prawej!". Precyzyjną jazdę można przeegzaminować na każdym parkingu przed hipermarketem, itd. Przygotowywanie i utrzymanie uzbrojonego w elektronikę placu przy każdym ośrodku egzaminacyjnym, to strata pieniędzy.

Przy okazji, kiedyś usiłowałem dostać się na, raczej odpowiedzialne, stanowisko kontrolera ruchu powietrznego. Przebrnąłem wszystkie etapy, a na każdym z nich był psycholog lub ocena psychologiczna kandydatów. Dla dociekliwych: nie dostałem się. Z końcowej 7-osobowej grupy (na 120 zakwalifikowanych do pierwszego etapu, chętnych w ogóle zapewne było więcej), po 3 etapach + badania lekarskie, wybrano tylko dwie osoby i niestety mnie wśród nich nie było. Nie twierdzę, że egzamin na kat. A musi być aż tak restrykcyjny, ale myślę, że przekaz jest jasny.

-> Klurik: Niestety tak właśnie jest. Źródłem problemu jest zanik poszanowania jakichkolwiek norm i zasad, przy jednoczesnym i trwającym od około 20 lat "równaniu w dół" na płaszczyźnie kulturalnej. Ci ludzie, którzy dziś są w stanie lutować bez umiaru przez miasto, pisząc przy okazji smsa, zaczynali od nieustępowania miejsca staruszkom, rzucania balonami z wodą z balkonu i niszczenia mienia szkolnego. Wiadomo, że czym skorupka nasiąknie za młodu... A nasiąkała nieograniczoną wolnością i egoizmem.

Być może taki młodociany "pan i władca świata", po zderzeniu z "dorosłym" i eleganckim światem, musiałby zrewidować swoją postawę i albo ucywilizować ją choć trochę, albo zostać zepchniętym na margines przez dezaprobatę ogółu. Ostatecznie, żeby wejść do opery, trzeba choć na chwilę zdjąć ten dres ;) Tymczasem, sprawy stanęły na głowie i im większy cham i kretyn, tym bardziej pożądany, lubiany i w ogóle "cool". Tutaj niestety nie jestem optymistą, że cokolwiek zmieni się w najbliższym czasie na lepsze. Podobno każde postkolonialne państwo potrzebuje ok. 40 lat na "dojście do siebie". 24 już za nami (licząc od 1989).

2013-01-02 17:25:19 Ko

@EasyXJRider
Zasugerowałem większa ilość godzina na kursie, ze względu na ostrzejsze wymagania. Po prostu nie sądzę, by to co proponujesz było do nauczenia w 20h. A czy Ty nie mając doświadczenia z motocyklem po standardowo trwającym kursie na prawko byłbyś w stanie zdać egzamin, który sam proponujesz?

2013-01-02 16:46:18 sniadanie

Padły już tu takie słowa, pod nimi się podpiszę: instruktorzy. W wielu z nich tkwi problem. Niestety, liczyć na to, że nagle znajdzie się kilkuset pasjonatów, którzy objaśnią detalicznie czym tak naprawdę jest motocyklowanie, to tak jak wypatrywać pokojowego zwieńczenia sporu na Bliskim Wschodzie.

2013-01-02 16:15:25 EasyXJRider

->Klurik: Jak widać konieczność dokładnego przeszkolenia kierujących pojazdami, zanim wyjadą na drogi, jest jasna dla nas, ale nie stanowimy większości. Coponiektórzy chcieliby znajdować prawko w paczce czipsów i doświadczenie zdobywać "w praniu"... Dla mnie, paranoja.

2013-01-02 07:53:09 klurik

@dekrafis - obecnie szkoli się kaskaderów, dobrze by było zacząć szkolić kierowców

@Ko - To nie są wymagania na "747", to nawet nie są wymagania na awionetkę. W lotnictwie już dawno zrozumiano, że odpowiedzialność i dokładne przeszkolenie pozwalają unikać sporej części ofiar. Tylko jeszcze na drogach jest miejsce na rumakowanie, brak podstawowych umiejętności i brak odpowiedzialności z wypitą flaszką włącznie.

@gronostaj - Edukacja od małego. To jest bardzo dobre podejście. Bez zrozumienia tego, że istnieje problem, nikt nie znajdzie rozwiązania. A jak tu rozumieć problem kiedy od małego i od niemal wszystkich dookoła człowiek uczy się, że źle to jest dopiero jak mandat wlepią, a wtedy to i tak tylko wina represyjnej postawy policji i co za debil się czepia kiedy "skoncentrowany" nawijam 150 przez centrum.

2013-01-01 21:53:09 EasyXJRider

->Klurik: Dzięki.

->S-Fighter: Taką mam nadzieję. A rozgryzanie tu szczegółów rozsadziłoby objętość tekstu.

->Dekrafis: Komplikować, jakie komplikować?
A co do "nasranych pod deklem", wolisz żeby byli przy okazji ignorantami, czy żeby potrafili obchodzić się z maszyną?

->Ko: No przecież napisałem o zmianie systemu nauki kierowców. I wcale nie uważam, aby opisane wymagania egzaminacyjne były jakoś strasznie wysokie. Co do czasu trwania kursu, a niby czemu miałoby to być odgórnie narzucone?

->Gronostaj: Dzięki za zgadzanie się w zasadzie. A tak przy okazji, jak odróżnisz myślących i niemyślących? Odpowiednio skonstruowany egzamin praktyczny mógłby chyba dać szanse na ocenę tego? Jak sądzisz?

->Sux: Wiele rzeczy widziałem, o wielu czytałem, o bardzo wielu słyszałem, a dzięki bujnej wyobraźni wiele potrafię sobie wyobrazić. Niestety, fotoradar podnoszący umiejętności kierowców nie łapie się do żadnej z tych kategorii...

->LondonRider: Mniej więcej. Tak się składa, że znam realia egzaminów w UK i trochę się na tym wzorowałem, ale nie kopiowałbym dosłownie.

->WK: Koszt wcale nie musiałby być większy niż teraz.
Egzaminator seryjnie oblewający nie miałby klientów, a ten przepuszczający zbyt wielu indolentów miałby przerwy w pracy - chwytasz?
Tak, chciałbym zdawać takie prawko i tak, zdawałem na starych zasadach i przeraża mnie, że po drogach jeżdżą ludzie, których edukacja motoryzacyjna skończyła się na czymś, opanowanie czego zajęło mnie mniej, niż nauczenie córki jeżdżenia na rowerze...
A co do bzdur, ja tak klasyfikuję płakanie nad straszną trudnością nowego (że o starym nie wspomnę) egzaminu. Test łosia? jak z góry wiesz, z której strony ominąć pachołka - no proszę...

2013-01-01 18:25:48 WK

Koszt takich egzaminów byłby ogromny, po drugie gdyby egzaminator traci uprawnienia po tym jak osoby które zdały powodowałyt zbyt wiele wypadków zdawalność była by żadna. Już teraz WORDy utrzymują się z pieniedzy za egzaminy i widzimy jak to działa.
Zrobiliście prawojazdy na starych zasadach i wymyślacie bzdury. Szczerze, chciałbyś kolego zdawać taki egzamin?

2013-01-01 14:02:27 London Rider()

Ogólnie rzecz biorac opisales tu jak przebiega egzamin na prawko w UK :)) Sam tu je robilem i zabralo mi to w sumie trzy dni (tylko dlatego, ze moj pierwszy egzamin praktyczny oblalem za postawienie stopy na ziemi przy zawrotce). Dodam jeszcze, ze przed egzaminem nie uczeszczalem na zadne kursy jazdy na motorze - potrenowalem jedynie na parkingu przed Tesco :)) Od tej pory przejechalem dobre 100 000km na dwóch kolach zaliczajac po drodze dwie gleby parkingowe i jedna wywrotke przy 20km/h :)
Pozdrawiam z wyjatkowo dzis slonecznego Londynu i zycze motocyklowego Nowego Roku :))

2012-12-31 18:42:08 sux

dupa tam, fotoradary załatwią sprawę. i będzie się żyło lepiej jako obiecuje ryży

2012-12-31 16:15:27 gronostaj

Właściwie, to zgadzam się z autorem. Zdobycie jakiegokolwiek dokumentu uprawniającego do prowadzenia jakiegokolwiek pojazdu, powinno być przywilejem zarezerwowanym dla nielicznych. A w każdym razie dla nadających się do tego. Bodajże ś.p. gen. Petelicki powiedział, że nie każdy nadaje się na komandosa, tak jak nie każdy nadaje się na traktorzystę. Biorąc pod uwagę, co widziałem w znajomych wioskach, nie jest to twierdzenie pozbawione sensu.

Ale tak sobie myślę, że ludzie w naszym pięknym kraju mają tendencję do kombinowania. Obawiam się, że trudniejszy egzamin = więcej ujeżdżających bez prawka. Nie wiem jak to wygląda aktualnie na drogach, ale akurat czytałem, że w Polsce ok. 1/3 paralotniarzy lata bez uprawnień. Ot, poczytali na necie co i jak, kupili skrzydło przez ten sam net i dawaj w niebo. A egzamin jest łatwiejszy od proponowanego powyżej, samo szkolenie też nie jest specjalnie kosztowne, są uznane szkoły. Da się.

Moja konkluzja jest taka, że egzamin nie powinien być przesadnym utrudnieniem dla "tych myślących" - bo oni cenią sobie swoją skórę i tak czy siak starają się maksymalnie zwiększyć swoje szanse przetrwania. W końcu klientów szkół doskonalenia jazdy nikt nie przyprowadza w kajdanach, ktoś jednak kupuje te ochraniacze i maszyny o dwucyfrowej mocy.

Natomiast na "tych niemyślących" rady nie ma - albo przynajmniej ja takiej nie widzę. Obojętnie, jaki by egzamin nie był, oni i tak znajdą sposób na jeżdżenie. To tak, jak ze sprzedażą wyrobów tytoniowych młodzieży niepełnoletniej. Albo sprzedawca się ugnie, albo podstawią starszego kolegę, albo podbiorą "starym".

Myślę, że jedyną naprawdę skuteczną metodą na walkę z wariatami drogowymi, jest szeroko rozumiana i wcześnie zaczęta edukacja obywatelska (społeczna, drogowa, kulturalna itp.) mająca na celu zmianę mentalności. Ale to jest dopiero temat rzeka i "nie do ruszenia"!

Jedno jest tylko pewne - zmiany są potrzebne.

2012-12-31 12:51:44 Ko

No wymagania co najmniej jakby przyszły adept miał poruszać się nie motocyklem po drogach publicznych a pilotować 747. Nie wiem tylko czemu nikt nie pisze, że zacząć trzeba od zmiany systemu nauki kierowców. Dam głowę, że manewrów, których opanowania kolega XJ wymaga nie nauczył się na kursie prawa jazdy. Umiejętności te pewnie przyszły wraz z doświadczeniem czy innymi kursami doszkalajacymi. Generalnie jeśli chcemy stawiać większe wymagania na egzaminie (co jest słuszne) to kurs powinien trwać nie 20h a 40, 60... Od tego należałoby zacząć.

2012-12-31 12:31:19 dekrafis

bez sensu. takie ceregiele kosztowalyby czlowieka nieraz wiecej niz jego wymarzony motocykl poza tym czemu to mialoby sluzyc, chcialbys szkolic kaskaderow czy kierowcow? jak ktos ma nasrane w dyni to nic tego nie zmieni, chocbys mu kazal zdawac egzamin przez tydzien caly i objechac glob dookola. wezmie plastik, zalozy kombiaka i bedzie odwijal tak samo bezmyslnie jak to robia obecnie.
fakt jest jeden ze obecne szkolenia sa do dupy - ludzie ucza sie jezdzic sami czy to przed, czy po zdobyciu prawka, ale zeby az tak komplikowac to juz wybacz - jakas chora wizja

2012-12-31 11:18:12 S-Fighter

Czyli dużo łatwiej byłoby do egzaminu przystąpić, a dużo trudniej zdać... Hmmm, chyba byłoby lepiej, o ile szczegóły też byłyby OK.

2012-12-31 08:41:04 klurik

Pomysł ogólnie całkiem dobry :)
Niestety nie przejdzie w bolanda (choćby ze względu na to, że egzaminatorzy musieliby faktycznie pracować, a jak wiadomo urzędnika państwowego do pracy łatwo nie zmusisz).
Druga sprawa to cena takiego egzaminu. Paliwo + eksploatacja pojazdów i już mamy obecną cenę egzaminu praktycznego.

Dystans 150km wydaje się na pierwszy rzut oka nieco duży. Z ciekawości zerknąłem na mapy i sprawdziłem dystans do pokonania, z założeniem, że wyjeżdżamy z placu, jedziemy do centrum się pokręcić i później na wylotówkę i do pierwszego większego miasteczka. Wychodziło w granicach 100-140km (w zależności od miasta dla którego sprawdzałem), więc jednak nie jest to oderwane od rzeczywistości.

Dodałbym jeszcze hamowanie w zakręcie i niestety - jazdę w koleinach celem dopasowania egzaminu do warunków na drogach (to na placu można zrobić w formie oddzielnego odcinka ponieważ nie zawsze koleiny są dostępne i bywa, że zostają usuwane ;).

  • Dodaj komentarz