22.09.2013 22:56
Kolory.
Tak po prawdzie, to nie lubię ruszać ku wschodzącemu (czy zachodzącemu, bez różnicy) słońcu, strasznie po oczach daje i nic nie widać, a przez to trzeba zwalniać. Jak widać, popkulturowa symbolika motocyklowa wydumana na potrzeby kina ma się do rzeczywistości tak samo, jak niedawne, głośne publikacje w „Rzetelnej”, czy gdzieś tam. A zresztą, mniejsza o pismaków, którzy to kiedyś mieli być „genialnymi ignorantami”, a dziś są już tylko jednoczłonowi.
Mógłbym nieco zaradzić
wspomnianemu, porannemu „oświeceniu” i podnieść
wizjer, ale wilgoć, przez którą się przeciskam,
natychmiast zalepiłaby mi okulary, a następnie w formie
skondensowanej osadziła się na wyściółce i kominiarce,
brrr.
To samo zjawisko, które nie pozawala szeroko
otworzyć wizjera, nie pozwala też go całkowicie zamknąć i zmusza
mnie to pozostawienia malutkiej szpary, w której mogę
obserwować rosnące krople, odrywające się od przeźroczystego
plastiku, gdy staną się już wystarczająco ciężkie.
Od pewnego czasu pod kombinezonem, oprócz bielizny termicznej, zagościły też cienkie polary, w butach grube skarpety, a rękawice zmieniłem na „zimowe”, o ile włosi mogą wiedzieć coś o zimie... A i Dziadek Gix o poranku też wymaga nieco dłuższej rozgrzewki, trzymany na ssaniu aż do przelotówki, do której „odprowadza” nas coraz liczniejsza eskorta futrzaków racicowych.
Dodajmy do tego wszystkiego zbieranie grzybów przed koszeniem trawnika (lepiej, żeby skończyły na patelni, niż w kompoście), dojrzałe gruszki, które już zjedliśmy i pyszne winogrona porastające południową ścianę mojego warsztatu. Weźmy pod uwagę zamówiony węgiel, który trzeba będzie wrzucić do piwnicy pomimo przewianych (i bolących jak cholera) pleców, którym opalać będę swój warsztat (coby w cieple XJR-ę budować), a smutny wniosek będzie tylko jeden:
STWIERDZAM JESIEŃ. I nie był mi do tego potrzebny kalendarz, bo jest coś takiego w motocyklizmie co sprawia, że podobnie jak rolnicy, ogrodnicy, leśnicy czy żeglarze, patrzymy w niebo, obserwujemy przyrodę i zaklinamy rzeczywistość. W nadziei na jak najdłuższe podtrzymanie ciepłej aury, marzymy o kolejnym, ciepłym weekendzie.
Są też i inne symptomy zmiany pory roku na nieco mniej nam przychylną. Za sprawą pogody i skracającego się dnia powoli zamierają aktywności, które w ciągu lata utrzymywały mnie z dala od prac warsztatowych. Z tego powodu przebudowa Czarnej Ciuchci nieco utknęła... Ale dzięki jesieni już sobie o niej „przypomniałem” i właśnie pierwszego dnia nowej pory roku moja stodoła znów rozbrzmiała gitarowym jazgotem, wizgiem wyrzynarki i kilkoma mało eleganckimi wiązankami – jak to w warsztacie. No i tak to się ładnie złożyło, że w pierwszy jesienny weekend zakończyłem prace dekompozycyjne przy mojej XJR-ce.
Od tej pory będzie jej już tylko przybywało, o czym zapewne coś tam kiedyś napiszę. No i pewnie też kilka fotek dorzucę, coby od współczesnej kultury obrazkowej za bardzo nie odstawać ;-)
LwG. Jesień to też sezon.
Komentarze : 11
->Gronostaj: Z wykonaniem kałacha to nie zupełnie tak, jak mówisz. I chyba wiem, na podstawie jakich tekstów (w oryginale anglojęzycznych) powstały opinie, którymi karmi się ludzi. Problem w tłumaczeniu na polski słowa "clearance", które w języku technicznym można tłumaczyć co najmniej na trzy sposoby (o tylu wiem). Sprawa na dłuższy wykład, może kiedyś, jak zabraknie tematów przy piwie.
Co do postsowieckich maszyn dwukołowych, znałem kiedyś użytkownika pasjami zajeżdżającego te twory i wniosek jest jeden: Maszyny produkowane na potrzeby armii były wykonane całkiem sensownie, maszyny produkowane na rynek cywilny wymagały "dokończenia" przez użytkownika - zupełnie jak Ducaty ;-)
->Śniadanie: Relacje będą, nie jestem tylko pewien stopnia detaliczności. No i mogą się rozciągnąć mocno w czasie - brak czasu.
->Śniadanie @ Gronostaj: Jedyna słuszna Valkiria, jaka mi się kojarzy, to ta z sześciocylindrowym boxerem.
->S-Figter: Spróbuję, choć nie obiecuję.
Easy, to może podrzuć jakiś wpis o planach, inspiracjach, coś takiego.
Śniadanie: Akurat myślałem o cwałujących walkiriach, występujących, choć w przebraniu i niebezpośrednio, w innym obrazie, niemłodego już wieku, w którym udział wzięło co najmniej kilka znanych nazwisk ;)
Gronostaj ----)> Pamiętać jednak należy, że Operacja Valkiria była poniekąd wymierzona także - w szerszym ujęciu - przeciw Japonii, o czym nie tak dawno przypomniał na ekranie pewien scjentolog.
Rozmawiałem kiedyś pod Halą Targową z dziadkami zachwycającymi się moim Yamahem. Opowiadali o swoich zmaganiach z Iżem. Podobno ciężko tam wszystko chodziło.
EasyXJRider ----)> Z niecierpliwością czekam na efekt końcowy twórczej pracy. Liczę także na detaliczne relacje, którym zima powinna sprzyjać. Twoje zdrowie!
Śniadanie: Ja stawiam na "to", brzmi bardziej podmiotowo i tym samym poważniej ;) Mnie Valhalla kojarzy się z walkiriami, które nie wiedzieć czemu, kojarzą się z dalekim wschodem. Jakieś takie przenikanie kulturowe ;)
EasyXJRider: Skoro już wspominasz o narzędziach do trzymania herosów na dystans, przypomniała mi się historia Achillesa i jego pięty oraz imć Kałasznikowa, którego automat zasłynął z legendarnej niezawodności.
Uważa się, że była ona spowodowana jakimś genialnym rozwiązaniem konstrukcyjnym, ale nie jest to prawdą, która jest bardziej prozaiczna. Otóż jakość produkcji i spasowania części była tak niska, że w szczelinach pomiędzy nimi mogło nagromadzić się sporo piasku, ziemi i nagaru, bez szkody dla płynności pracy mechanizmów.
Ciekaw jestem, jak się ma sprawa kontroli jakości w "klasycznych" poradzieckich motocyklach? Młotek czy suwmiarka? ;) Autentycznie mnie to ciekawi, po lekturze wspomnień radzieckich mechaników lotniczych na froncie wschodnim i ich porównania pomiędzy silnikami radzieckimi, a zachodnimi z lend-lease'u.
->S-Fighter: Nie zdradzę, bo dla mnie samego jest to jeszcze zagadka. Wyjdzie w praniu. Idę w kontrolowany żywioł twórczy.
->Gronostaj: Jak będzie z długością mojego sezonu, jeszcze nie wiem, zależy od pleców - latka sportu wyłażą mi kośćcem.
Młot fajna sprawa (pospołu z powertejpem), jednak wolę narzędzia precyzyjne i chyba nie muszę wyjaśniać powodu? A co do wzajemnych korelacji herosów i suwmiarek, to z pomocą tych ostatnich można wykonać narzędzia, które we wprawnej dłoni utrzymają w bezpiecznej odległości największych herosów z największymi młotami. I tego się będę trzymał.
->Śniadanie: Pomysłów mam aż za dużo i raczej ograniczę przyjmowanie płynnego chmielu, bo w końcu nie będę się mógł zdecydować, jaką wersję przebudowy wybrać.
A co do kalendarzy, rozkładówek, plakatów, wywiadów, sławy i pieniędzy, to ja zawsze łasy byłem. Ale urody genetyka poskąpiła, to i muszę inaczej kombinować.
gronostaj ---)> Trochę wstyd przyznać, ale mitologię nordycką znam tylko z wysokobudżetowych adaptacji komiksów oraz z książek historycznych traktujących o ponurych czasach II Wojny Światowej. Kilka razy wspominano tam o Valhalli.
Co do zimy, w pełni się z Tobą zgadzam - można nabrać przez ten czas dystansu do wielu spraw, a także przemyśleć to i owo, choć nie wiem, co jest do przemyślenia pilniejsze. Stawiam na "owo". :-)
EasyXJRider ---)> Kto wie, może i trafisz do kalendarzy, ale to tylko wtedy, gdy na tablicy wydłużysz czas przeznaczony na wprowadzanie piwa, które - jak wiadomo - jest ojcem wielu genialnych pomysłów.
Zima też ma swoje zalety. Jest czas na prace remontowe, zbieranie środków finansowych na następny sezon, nadrabianie zaległości w dziedzinach, które przez całe lato przegrywały z koniecznością przetwarzania oktanów na hałas*, czas na dokształcanie teoretyczne i odświeżanie wiedzy uprzednio zdobytej i wreszcie jest czas, by odpocząć od jazdy, a nawet za nią zatęsknić, dzięki czemu będzie lepiej smakować, wraz z przyjściem kolejnej wiosny.
Zanim jednak zima nadejdzie, jest jeszcze jesień. Dopóki mogę spać przy otwartym oknie, jest OK i można jeździć. Rok temu udało się dotrwać do połowy listopada. Jeżeli ten trend się utrzyma, to jeszcze sporo dróg przed nami, przed nadejściem śniegów.
Młotek wielokilowy być musi :) Nieprzypadkowo zajmuje on poczesne miejsce w mitologii nordyckiej, której to wynalazcy i wyznawcy wielokrotnie udowadniali, że za pomocą jego i jemu podobnych narzędzi, można rozwiązać każdy problem. I choć suwmiarka też potrzebna, to jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żeby jakiś heros nią władał ;)
* mieszczący się, rzecz jasna, w granicach określonych przepisami oraz zdrowym rozsądkiem
Trzymam kciuki za efekt końcowy. Zdradzisz, co to będzie?
->Śniadanie: Myślę, że pozycja Adama Słodowego jest i pozostanie niezagrożona, choćby nawet Czarna Ciuchcia po przebudowie trafiła do kalendarza BikeExif (zajrzyj tam czasem, tak w temacie Twoich poszukiwań moto).
Wagi aptekarskiej nie mam, ale taką prawie laboratoryjną to i owszem. Suwmiarkę i mikrometr także, ale dla równowagi i trzykilowy młot się znajdzie.
Adam Słodowy z pewnością pomyślałby nad zmianą profesji, gdyby zobaczył to, co ja - i nie tylko ja - widzę na drugim zdjęciu.
A wagę aptekarską masz? Wiele bym na to postawił. :-)
Przyznaję, że ostatnio jeżdżę więcej rowerem niż Yamahem, ale to w ramach powakacyjnego dopicowania odrobinę zapuszczonej kondycji.
Archiwum
- grudzień 2014
- październik 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (72)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)