11.09.2013 22:15
Szkółka sobotnia.
Jazda
ćwierćwiecznym supersportem, którego to własnoręcznie
odnowiłem i wypieściłem, sprawia mi niekłamaną frajdę. Pomijając
drażliwe kwestie związane z wygodą kierowcy, użytkowo Dziadek Gix
w niczym nie ustępuje nawet ponad dwie dekady młodszej cebrze. Na
obronę tej tezy mam sporo materiału doświadczalnego, zebranego
podczas kilku przelotów w warunkach miejskich i
pozamiejskich w towarzystwie znajomego, dosiadającego wspomniany
sprzęt.
Tyle, że ten „zabytek”
najprawdopodobniej nigdy nie był projektowany jako maszyna dnia
codziennego, mająca wozić swojego właściciela głównie do
pracy i z powrotem, a okazyjnie na nieco dłuższe pojeżdżawki
bieszczadzkie. I chociaż mój olejak nigdy nie skarżył się
(w przeciwieństwie do moich pleców) na pokonywanie
kolejnych kilometrów w sposób nieadekwatny do
przeznaczenia, uznałem, że najwyższy czas przypomnieć sędziwemu
Japończykowi, co to tor.
Taka jest wersja oficjalna.
A tak po prawdzie... Już nie przeliczę, ile to razy po przejechaniu zakrętu zastanawiałem się, dlaczego jechałem tak powoli i kwadratowo, albo z jakiego to niewyjaśnionego powodu zamiast pokonać winkiel jednym łukiem, składałem coś na raty... Te i inne znaki zapytania znajdywane wokół mojej techniki jazdy kazały mi zwrócić się o pomoc dydaktyczną do fachowców, bo samodzielnie to co najwyżej doprowadziłbym do perfekcji powtarzanie tych samych błędów.
Tak, wiem, że jest kilka dobrych książek, gdzie wszystko jest wyłożone czarno na białym, miejscami wręcz łopatologicznie. Tylko co z tego? Gdyby samouctwo miało być najskuteczniejszą metodą przyswajania wiedzy i nabywania umiejętności, nie mielibyśmy nauczycieli (nie mylić z belframi z przypadku), trenerów i innych instruktorów.
Rozpatrując wszystkie „za i
przeciw”, odpadły szkolenia w Poznaniu. Raz, że daleko,
dwa, że drogo, a trzy, że za szybko. Tym sposobem, po
zasięgnięciu opinii Trójmiejskiego światka, pewnej pięknej
i piekielnie upalnej soboty, dotarłem w godzinach mocno
przedpołudniowych na tor kartingowy w Bydgoszczy. I już
wiedziałem że będzie fajnie. Banan bezczelnie brał w posiadanie
mimikę na sam widok pętli gładkiego asfaltu, wijącego się przed
moimi oczami kilkoma rozkosznie ciasnymi winklami.
Reszta
chętnych do podnoszenia własnych umiejętności nie dała na siebie
długo czekać i już wkrótce po przybyciu, chwilową ulgę od
narastającego skwaru zapewniła nam salka wykładowa.
Z teorii najbardziej zapadła mi w pamięć część poświęcona współczesnym oponom motocyklowym i temu, jak przyczepne są w porównaniu z ich odpowiednikami sprzed dwudziestu lat. Podobno dzisiejsze opony w połączeniu z przeciętnym motocyklistą umożliwiłyby temu ostatniemu wygranie MotoGP, o ile udałoby się go (wraz z tymi oponami) przenieść 20 lat w przeszłość. Jak się później okazało, pewnego dowodu na to dostarczył Dziadek Gix, ale o tym później. No i zapamiętałem jeszcze obietnice Marcina i Maćka, że po szkoleniu wszyscy będziemy mieć zakwasy, a jeżeli nie, to oni zwracają pełną opłatę! Cóż, dawno nie miałem zakwasów.
No i się zaczęło. Maszyny zaparkowane w depo (w takim zestawie moja prezentowała się nadzwyczaj archaicznie), a my spacerkiem wokół pętli, omawiamy optymalny tor jazdy, punkty odniesienia, miejsca hamowania, rozpoczęcia przyspieszania i tym podobne. A wszystko podczas nieśpiesznego spacerku, w skwarze i motocyklowych ciuchach. Dla mnie, bomba. Potem było korygowanie pozycji na motocyklu. Kolejno, każdy usadzał kościstą w siodle, tym samym stając się pomocą dydaktyczną dla pozostałych i dowiadywał się co poprawić i gdzie dociągnąć. Wreszcie podział na dwie grupy i jazda na tor. Jedni odpoczywają i obserwują, drudzy jeżdżą i są obserwowani. A potem pojedynczo wyłapywani i korygowani. Pierwsza sesja trwała 20 minut, a mi się wydawało, że najwyżej pięć. U mnie jest to niepodważalny dowód świetnej zabawy!
Jeszcze 4 godziny wcześniej takie branie winkli było
dla mnie nieosiągalne.
Pierwsza przerwa w jeździe i według planu, ćwiczenie hamowania awaryjnego. Kilka słów o właściwej pozycji, wyznaczenie miejsca rozpoczęcia hamowania i kto na pierwszy ogień? Tak, zgadliście... Po trzecim podejściu ujrzałem skierowany w górę kciuk Marcina. Zjazd do depo, a na prostą start-meta wyjeżdża kolejny kamikaze. A gdy każdemu z kursantów ćwiczenie wyszło w sposób właściwy z punktu widzenia instruktorów, wróciliśmy do objeżdżania toru. Po dołożeniu ostrego hamowania do repertuaru zachowań torowych, zabawa stała się jeszcze bardziej wciągająca. A przy okazji bardziej męcząca, w wyniku czego bardziej doceniliśmy podział na grupy i jazdy naprzemienne.
Podczas jednej z przerw kolega zapytał, czy nie leżałem, bo widział na asfalcie biało-czerwone smugi? A potem podszedł do Gixa, schylił się i stwierdził: „Masz przytarte owiewki”. Z lewej strony było to samo. A że jak do tej pory szlifa nie było, wniosek nasunął się sam: W kilku zakrętach złożyłem maszynę tak głęboko, że przytarłem owiewkami! Zaraz zaraz, no to pewnie w końcu zamknąłem opony! Rzut oka na gumy, a tam przy krawędziach zostało jeszcze jakieś 8 milimetrów dziewiczego bieżnika... I właśnie tutaj powraca temat dzisiejszych opon i ich przewagi nad ćwierć wieku starszymi odpowiednikami. Kiedy Gix był projektowany, nikt nawet nie przypuszczał, że przyczepność opony motocyklowej pozwoli na tak mocne złożenia. Z tego powodu Dziadek Gix jest dosyć nisko zawieszony i szeroko obudowany. A to w połączeniu z nowoczesnymi oponami umożliwia przycieranie w zakrętach owiewkami (a nawet tłumikami – ślady czego zauważyłem dopiero następnego dnia w domu), nie zamykając nawet opony... Jakoś humoru mi to nie zepsuło i chwilę później byłem już z powrotem na nitce toru.
Owiewki i puszki (te ostatnie tutaj już odnowione)
poprzycierane, a opona niezamknięta...
Gdzieś po drodze był obiad, jakieś luźne pogaduchy około-motocyklowe i były banany na każdej twarzy bez wyjątku. Był zachwyt jednego z kolegów nad przytartymi gmolami i zamkniętymi oponami w bawarskim mastodoncie terenowo-turystycznym, zwłaszcza, że dokonał tego bez wyglebienia, a nawet od niechcenia. Była twarda sztuka Ania, która pomimo dwóch paciaków nie odpuszczała i ćwiczyła dalej, na nieco obtłuczonej maszynie. I w ogóle była świetna atmosfera powstała pomiędzy ludźmi, którzy nikomu niczego nie muszą udowadniać, bo też nie po to tu przyjechali. Poza tym, po co psuć sobie nastrój podczas krótkich odpoczynków zapijanych energetykami?
No i był też mój szlif, na ostatnim kółku ostatniej tego dnia sesji, na którą wyjechaliśmy już tylko we dwóch, z kolegą ujeżdżającym zzr1400. Czy to ze zmęczenia, czy z przeszarżowania złożyłem się zbyt mocno w ostatni lewy doprowadzając do sytuacji, w której ciężar maszyny przejęły na siebie owiewka z tłumikiem. Gix wylądował na zielonym, pozostawiając mnie na asfalcie, w rozdziewiczonym właśnie kombinezonie. Podnosząc mojego wierzchowca poczułem ogrom zmęczenia, kiedy to dopiero za czwartym podejściem udało mi się go dźwignąć. A opona pozostała niezamknięta... Ale i ta przygoda w niczym nie umniejszyła radochy, jaką sprawiła mi ta gorąca sobota. Było warto i potwierdzi to każdy z uczestników tego szkolenia.
Tytułem podsumowania, z ręką na sercu mogę polecić taką imprezę każdemu, kto jeszcze nie zaliczył czegoś podobnego, niezależnie od typu maszyny i stażu. Zwłaszcza, że rezultaty było widać gołym okiem u każdego z uczestników, bez jednego nawet wyjątku. Takie szkolenie przyda się zarówno kierowcy potwora pokroju zzr1400, jak i wesołej ćwierćlitrówki. Podejrzewam, że ogarnięty człowiek na dwieście pięćdziesiątce w ciasnych winklach kartodromu w niczym nie ustępowałby żadnemu z nas.
Ja w każdym razie pojawię się jeszcze u Maćka i Marcina. Już na wiosnę.
No i jeszcze pozostała kwestia obiecanych zakwasów. To jak będzie z tym zwrotem? ;-)
LwG. Na naukę nigdy nie jest za późno. Ani za wcześnie.
Komentarze : 10
Ja jednak wolę Poznań, na kartingowych dla mnie za wolno.
P.S. Ale ześ reklamę chłopakom zrobił. Musiało być na prawdę fajnie.
->Klurik: Gdybyś miał antenki wystające z głowy, to by się pewnie patrzyli.
A poza tym, chłopaki opowiadali o gościu na elektrze (chyba), jak brał winkle zwisając z siodła.
->Śniadanie: W przyszłym sezonie mógłbyś odwiedzić mnie na wiosnę (tak, to jest zaproszenie)w terminie zawierającym szkolenie, na które wybralibyśmy się razem. Czyli podwójnie przyjemne z pożytecznym. A jak byś mi jeszcze pomógł w ogrodzie, to było by też podwójnie pożytecznie ;-) Może i Klurik by się dołączył?
W zasadzie, nic nie stoi na przeszkodzie, aby odwirtualizować SNN podczas szkolenia w 3MM. Taki pomysł.
->Marcin 3MMracing: Już się nie mogę doczekać tego rozpatrywania, choć z drugiej strony pewnie po prostu nie pozwolicie mi zjechać następnym razem z toru, nawet na siku...
->Lev: Myślę, że na wszystkim co ma dwa koła i silnik, powinno się zaliczyć coś takiego. Jakiś czas temu widziałem filmik, jak jakiś starszy koleś (starszy ode mnie) łoił na kolanie goldasem, a na wyjściu z winkli szedł powerslidem... Wszystkim się da, tylko trzeba ćwiczyć.
->Bury 75Tcz...: Siemka. Ja bez kozery powiem 150%, a co mi tam.
->Kukuryku: Z kolei mój trener (jeden z najlepszych, jakich poznałem, ale od innego sportu) mawiał, że jedynym sposobem na ustalenie, gdzie leży granica, jest jej przekroczenie. Czyli, jak się nie wywrócisz... A potem trzeba wstać i zrobić jeszcze jedno kółko, pilnując aby na feralnym winklu nie odpuścić. Coby uraz nie pozostał.
Przyjemność? Zastanawiające, gdyż niczego w stylu, ani w wielokrotnie podrzędnej złożoności, a już tym bardziej przestarzałości nie zmieniłem. Aż boję się wniosku, który to wskazuje na tematykę jako jedyny powód krytyki, skupionej na stylu.
Tak tylko. Tytulatura zobowiązuje ;-) Nie mniej, miło mi, na prawdę. Dzięki.
A propos ostatniego kółka, mój instruktor mawiał - jeśli ćwiczenie zaczyna ci wychodzić, to zrób sobie przerwę, bo za chwilę się wyj...sz. Miał rację. Sprawdziłem.
Dzisiaj czytałem z przyjemnością.
siemka, byłem widziałem i napewno wiosną bedę znowu. polecam na 120%
Skoro tak mówicie to się pewnie skuszę na małe co nieco w przyszłym sezonie. Antenki też czasem spod kasku trzeba wyjąć ;)
ja bylem na vulcanie ostatnio w Koszalinie i wiem, że wcześniej ludziska śmigali na czopach, wiec i dyna da rade (chyba, ze nie masz na mysli HD Dyna :)
Reklamacja odnośnie zakwasow zostanie rozpatrzona :)
Klurik: H-D różnego pokroju już gościliśmy, szczerze przyznam że już nam udowodniono, że i z takim wielkim klocem można sobie sprawnie radzić.
Jak to się mówi? Przyjemne z pożytecznym. Kilka razy wybierałem się na szkolenia z techniki jazdy, jednak nigdy nie udało mi się, psiakrew.
Będę próbował w przyszłym sezonie.
Co do Gixa - widząc Twoje zdjęcie z garażu nad sprzętem roznegliżowanym, a później spoglądając na efekt finalny choćby na fotkach z tego wpisu... powinni Ci jakiś złoty medal przysłać z Japonii. Szczęśliwy posiadacz Vespy, oczywiście, o ile się za nią zabierzesz. Aż Yamah tęsknie w stronę morza spogląda, choć póki co robić przy nim nie ma co.
klurik ----)> E, gdzie tam.
Jestem ciekaw czy jakbym się wybrał na takie szkolenie na Dajnie, to ludzie patrzyliby na mnie jakby mi antenki z głowy wyrastały :)
Archiwum
- grudzień 2014
- październik 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (72)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)