Najnowsze komentarze
czopkizdup do: Wbrew prawom fizyki.
"Łamanie praw fizyki". Prawa fizy...
http://ataman.junak.net/
Zbycho_Jura do: No i wuj, że Hyosung!
Ja już o tym pisałem - ale wspomnę...
yamaha xj600n do: No i wuj, że Hyosung!
wszyscy tzw.znawcy pewnie jeżdżą a...
AAAaaaAAaa do: Czerwona gorączka.
"Ma to coś wsþólnego z gausow...
Więcej komentarzy
Moje linki

11.11.2013 22:32

Zimo przybywaj! Czyli niespodziewany koniec sezonu.

Tak to mi się w życiu składa, że raz na jakiś czas muszę się wybrać do Olsztyna. I w tym roku nie inaczej, więc tydzień przed „świętymi” zaplanowałem ruszyć w podróż do Warmińsko – Mazurskiego grodu, znanego niegdyś (między innymi) ze swego jurnego ponad oczekiwania społeczne, prezydenta.

Nadchodzi sobota, do samego rana wstrzymuję się z podjęciem decyzji co do sposobu zrealizowania podróży: na dwóch czy na czterech? Prognozy od początku były takie sobie, poranne niebo pospołu z termometrem zaokiennym nawet nie udawały zachęty. Wszystko zdawało się mówić: „W puszce będzie sucho, w puszce będzie ciepło, w puszce posłuchasz sobie radia i nie będą cię plecy boleć, nie wspominając o nadgarstkach.”

I właśnie dla tego pojechałem motocyklem... A więc ruszam, jest wilgotno, ale nie pada. Może się przemknę pomiędzy chmurami?

Jak za każdym razem, kiedy odbywam tą podróż, zaraz na początku drogi przypomina mi się powiedzenie jednego z wykładowców na wydziale architektury Polibudy Gdańskiej: „Wszystkie kościoły budowane w czasach nam współczesnych przypominają kaczkę, przy czym wchodzi się od dupy strony”. Kto przejeżdżał przez Tczew, wie o co chodzi.
Chwilę potem oryginalny fragment „berlinki” brutalnie testuje zawieszenie, wytrząsając przy okazji głupie myśli ze łba. Minięcie Wisły oznacza powrót na normalną (wedle naszej krajowej definicji) nawierzchnię.
Szybko zostawiam za sobą Malbork, aby kawałek drogi za nim znowu dojść do wniosku, że kiedyś muszę się tu wybrać, zobaczyć w końcu groby Menonitów, o których to informuje przydrożny kierunkowskaz.
Potem jeszcze jedyny w okolicy fragment drogi z oznaczeniami drogi krętej, jak zwykle zatłoczonej w obydwu kierunkach (więc tej „krętości” nijak nie mogę wykorzystać), aż dopadam „siódemkę”, gdzie moja przejażdżka zdecydowanie nabiera tempa i gdzie dopada mnie porządny deszcz.
Tak właśnie rozlatuje się na kawałeczki nadzieja o przemykaniu pomiędzy chmurami. Szczęście w nieszczęściu, pierwsze krople rozbryzgujące się na wizjerze rozmazują obraz stacji benzynowej, z istnienia której natychmiast skwapliwie korzystam, wypełniając zbiornik, opróżniając pęcherz i ubierając deszczówki, które towarzyszyć mi będą przez resztę wycieczki. Podobnie jak to, przed czym mają chronić.
Pomimo wszystko ani przez chwilę nie żałuję, że wybrałem motocykl. Dobre ciuchy i przyzwoite opony to jednak podstawa, jest mi ciepło i sucho, a droga chociaż mokra, jest całkiem przyjemna (bo gumy trzymają). Tak mija mi „siódemka”, a potem drogi Warmii i Mazur doprowadzające mnie z pominięciem stresujących przygód, do rozkopanego Olsztyna.

Na miejscu co było do załatwienia, zostało załatwione, świeczki przeznaczone do zapalenia zostały zapalone i ustawione tam, gdzie ich miejsce. Nie zostało nic więcej, więc ruszyłem w drogę powrotną, którą to rozpocząłem od chwili wahania na skrzyżowaniu: „jak najkrócej, czy bocznymi?”. I znów bocznym dróżkom przyszło poczekać do następnego razu, czym podtrzymałem moją tradycję wizyt w tej okolicy...

Droga powrotna poza odwrotnością widoków niczym nie różniła się od tej, co mnie do Olsztyna przywiodła. I byłoby tak do samego końca, gdyby nie pewna koleina w pewnej miejscowości, już na ziemi kociewskiej. Jechałem zupełnie przepisowe 50, a będąc świadomym lichej przyczepności, trzymałem spory dystans do poprzedzającego mnie samochodu. W oddali majaczył już znak końca terenu zabudowanego, więc przysunąłem się do lewej, aby poprawić nieco wgląd w sytuację przed planowanym wyprzedzaniem. Jeden z samochodów z przodu zasygnalizował skręt w lewo, więc zupełnie odruchowo, jednym paluszkiem nacisnąłem klamkę hamulca. Mój błąd polegał na tym, że akurat w tej chwili przednia opona pod minimalnym kątem wspinała się na ścianę całkiem wyraźnej koleiny.
Potem było przywitanie z asfaltem, zarejestrowanie kątem oka czegoś czarnego lecącego w lewe pobocze (mój tankbag), oraz widok Dziadka Gixa sunącego na lewym boku w prawe pobocze. Kiedy wszystkie swoje siły wkładałem w sturlanie się z drogi, przez głowę przemknęło mi „lewa i tak była do roboty”. I właśnie w tym momencie opony chwyciły przyczepność, przerzucając maszynę na prawą stronę, na której to Gix dokończył ślizg, zatrzymując się już poza asfaltem.

Całą sytuację widziało co najmniej pięciu kierowców, wszyscy odjechali zanim podniosłem się z ziemi. Co więcej, wyłożyłem się vis-a-vis podwórka, na którym była dwójka dzieci i troje dorosłych i doszedłem do wniosku, że chyba jestem niewidzialny. Przynajmniej dla dorosłych, bo gówniarzeria przez chwilę mi się przyglądała. I wiecie co, wcale mnie to nie zaskoczyło. Chyba nawet mogę mówić o szczęściu, bo nikt nie wyciągnął komórki, żeby fotki na fejsa zrobić...

Jednak to nie był koniec przygód tego dnia.

Kiedy już zakończyłem oględziny poharatanego Dziadka Gixa i pozbierałem to, co pozbierania było warte, ruszyłem rozbitkiem dalej. Wspomniałem może, że wylało mi się przy okazji gleby sporo paliwa? Ano wylało, na tyle dużo się go wylało, że jakieś 12 kilometrów od domu Gix dał mi dobitnie do zrozumienia, że abstynentem nie był, nie jest i nigdy nie będzie. Do najbliższej stacji miałem jakieś 5 kilometrów, a z różnych przyczyn, nie za bardzo było do kogo zadzwonić z prośbą o podjechanie z kanisterkiem... Ech.

I tak poznałem, co znaczy pchać mojego klasyka pod górkę. Policzyłem, że w takich warunkach pomiędzy odpoczynkami mogę zrobić dwadzieścia pięć kroków, a średnia prędkość wynosi 1,75 kilometra na godzinę. I utwierdziłem się w przekonaniu, że nikt się mną w takiej sytuacji nie zainteresuje, poza menelem, któremu powiedziałem, że mam w chuj benzyny, a pcham bo mnie to rajcuje bardziej, jak cycki Pameli (tak naprawdę są paskudne, przynajmniej obecnie).

Zaraz, zaraz! Czy ktoś z Was pomyślał sobie może, że to wszystko to tylko bydło w puszkach, że gdyby wtedy spotkał mnie motocyklista, to na pewno by się zatrzymał, a może nawet pomógł? Wtedy też tak myślałem.

I dla tego chciałbym przekazać pewnemu członkowi stowarzyszenia motocyklowego LOTOR dosiadającemu srebrnego turystyka (marki nie pomnę, bo mi pot oczy zalewał), otóż chciałbym mu przekazać soczyste, sztorcowe pozdrowienie, ty członku (klubu?) ty jeden. Zrób waść przysługę kolegom i zdejmuj kamizelkę zaraz jak tylko opuścisz klubowe spotkanie. Ten kawałek czarnej skóry bez problemu zmieścisz do tych kufrów w kolorze maszyny, do której były przypięte. Podobnie jak zmieściłbyś w nich kanisterek benzyny. Przez wzgląd na znajomość z wice Lotoru* (bardzo sympatyczny człowiek) nie użyję dosadniejszych słów, a mam straszną ochotę odpuścić sobie kulturę języka.

 

LwG. Jak dla mnie, może już zacząć padać śnieg.

 

P.S. *Nabor, ja bym się wstydził za takiego „członka”.

Komentarze : 14
2013-12-04 09:44:28 GnypekO

Mimo wszystko nie trać wiary w ludzi. Chociaż rozumiem, że po takiej akcji może to być trudne. Niestety jest to znak naszych czasów, że większość myśli tylko o sobie. Najważniejsze, że jesteś cały, a Dziadka Gixa przywrócisz do świetności i będzie grało. Pozdrowienia!

2013-11-16 21:23:36 EasyXJRider

->Koko-moko: Nie czepiam się, tylko stwierdzam buractwo. I raczej nie było to przywidzenie, w przywidzeniach pot raczej nie zalewa oczu, utrudniając rozpoznanie marki i typu maszyny.
Niestety, to właśnie w realu trafiają się największe ( a może właśnie najmniejsze?) kutasy.

2013-11-16 08:01:15 Koko-moko

Czepiacie się człowieka.
Może jest początkującym riderem i nie wiedział jak się zatrzymać?
A może kobieta mu kazała jechać prosto do domu, bo rosół stygł?

A może to był Drogi EasyXjRiderze wytwór twojej wyobraźni ( takie typowe "wish") , bo kurwa nie mogę uwierzyć , żeby w realu trafił się taki kutas,

2013-11-14 21:04:03 EasyXJRider

->Sensekkorzenna: Ano, nie inaczej.

->Śniadanie: Zbydlęcenie nie uzyska w moich oczach miana filozofii, niezależnie od popularności pośród postaw życiowych.
A co do odpoczywania (lub nie) w cieniu wiatraków, czasami człowiek musi, inaczej się udusi.

->Dokturpotfur: Co racja to racja - w kwestii zdrowia i sprzętu. A na resztę należy chyba się wypróżnić, bo też nic innego nie pozostaje... Strzelanie do dwunożnego bydła jest wciąż nielegalne.

2013-11-13 19:52:11 dokturpotfur

Kiepsko słyszeć taką historię, ale najważniejsze, że zdrowie w porządku i sprzęt nie skończy na szrocie.
A co do ludzi i ich zachowania, to owszem, mi też się pare razy zdarzyło stać na poboczu z ewidentnie wybebeszonym motocyklem i czy ktoś się zatrzymał? Zapomnij...

2013-11-13 15:14:17 sniadanie

EasyXJRider ---->Zbydlęcenie, jako filozofia? Niektórzy właśnie taką filozofię uprawiają. Cóż poradzić?
"Don Kichocie, pierdolnij włócznią
i połóż się spać w cieniu wiatraka" - oto cytat z polskiej poezji hipisowskiej lat 70-tych, autora nie pomnę, ale dobre to było.
Cytując z kolei Ciebie -
"A tak poza tym, to ludzka bezrefleksyjność, bezmyślność i zwyczajny brak przyzwoitości coraz bardziej mnie zdumiewają, choć już dawno nie powinny" - zdaje mi się, że część ludzkości zdolna jest do refleksji, do refleksji głębszej to już procent znikomy, a do autorefleksji, o!, to już idzie w wyjątki. A ja w zaparte, jeśli chodzi o tą teorię.

2013-11-13 15:06:31 senekkorzenna

Wszystko się może zdarzyć ale spotkanie z członkiem albo inaczej/ch/ powinno odbywać się tylko w miejscu do tego przeznaczonym czyli WC.
Swojemu członkowi to czasem muszę podać rękę a temu na pewno bym nie podał no chyba że przez sznurek jak arab .

2013-11-12 21:03:54 EasyXJRider

->Dawid Etc: Czytałem. Ale za to przyszły sezon będzie dla nas!
A tak poza tym, to ludzka bezrefleksyjność, bezmyślność i zwyczajny brak przyzwoitości coraz bardziej mnie zdumiewają, choć już dawno nie powinny. Masz rację, jest do dupy, ale wciąż staram się walczyć, żeby było trochę mniej do dupy. Jak odpuszczę, to przegram - tak mi się wydaje.

->S-Fighter: You've got it, brother! Czyli, znowu w kilku słowach podsumowałeś większość mojego wpisu.

->Długodystansowy: Trasa fajna, znam, bo nie dość że jechałem, to w wiekszości pokrywa się z moją, tyle, że ja do Kościerzyny nie dojeżdżam, odbijam tuz przed Starogardem. O moście nic nie wiem, dawno mnie tam nie było.
Raz w sytuacji paliwowej poratowała mnie moja osobista mężatka. Do dzisiaj mi wstyd trochę...

->Klurik: Jakoś tak się składa, że mam cholernie mało przykładów pozytywnych, a tych negatywnych przybywa coraz więcej...

->Śniadanie: Co napisałem Klurikowi i do Ciebie kieruję. I w jednym tylko się z tobą nie zgodzę: Jakie k..wa filozofie? Zbydlęcenie odruchów warunkowych to nie filozofia, a zbydlęcenie właśnie. I pisze to facet, który z "filozofów" (studentów tego kierunku) otwarcie się nabijał, pisząc im prace zaliczeniowe (tak w ramach rozrywki).

->ZbigniewL: Widocznie miałeś więcej szczęścia - do ludzi.
A z całej przygody wyszedłem bez jednego siniaka (w łóżku zdarzało mi się odnosić większe obrażenia) , za to z zakwasami. Zmielone deszczówki i przetarty jeden szew w kombiaku, to w zasadzie bzdety.

2013-11-12 15:21:11 ZbigniewL

Przykra sprawa z brakiem pomocy, ale nie wszędzie i nie zawsze tak jest, jak przeszlifowałem lewą stronę na Grunwaldzkiej w Oliwie w Gdańsku to zatrzymało się kilkoro kierowców, nawet ochroniarz z salonu Mercedesa wyskoczył pomagać. W jakim stanie jesteś? Bardzo poobijany?

2013-11-12 11:03:17 sniadanie

Zgadzam się z klurikiem. Przykra sprawa, ludzie różni, filozofie życia różne, wszystko różne. Może innym razem, oby nigdy nie nastąpił. I co powiedzieć więcej? Najbardziej szkoda Twojej pracy włożonej w doprowadzanie Gixa do stanu kolekcjonerskiego i chyba sezonu też trochę - bo jeszcze kilka tygodni da się pojeździć.

2013-11-12 09:35:23 klurik

Tak się złożyło, że trafiłeś na ludzi którzy olali sprawę. Przy kilku okazjach widziałem zupełnie inne reakcje ludzi, włącznie z biegnięciem przez pół pola w gumofilcach. Ostatnio nawet miałem przygodę z katamaranem, który mi odmówił współpracy kilkaset kilometrów od domu i pomoc przypadkowych ludzi sprawiła, że doturlałem się do domu.

Nie ma reguły.

2013-11-12 09:19:37 długodystansowy

Przykro słyszeć o całej sytuacji.
Dlatego ja takim obitym trochę latam. Gdyż mam wrażenie że z moim fartem to jak bym go wypicował, to glebę by zaliczył następnego dnia.
Co do sytuacji benzynowych których miałem na razie jedną. To pod Olsztynkiem puszkarz pomógł w kwestii braku wachy.
A co do trasy. to ja latam Olsztynek/Ostróda/Iława/Malbork/Starogard/Kościerzyna. I mi się ta trasa podoba.
I może ktoś wie czy już drogowcom udało się otworzyć most w Kwidzyniu?
Skróciło by mi to drogę. No i nowa droga do obczajenia.

2013-11-12 09:00:02 S-Fighter

Shit happens... A potem jeszcze big shit.

2013-11-12 00:17:25 dawid etc

Przykro i tyle. Dla mnie też śnieg może padać, ale z innych przyczyn, co wyjaśniłem Śniadaniowemu, ale wierz mi, chciałbym się znaleźć w tym miejscu nawet na hulajnodze. I żadne tam nie trać wiary. Jest do dupy.

  • Dodaj komentarz