Najnowsze komentarze
czopkizdup do: Wbrew prawom fizyki.
"Łamanie praw fizyki". Prawa fizy...
http://ataman.junak.net/
Zbycho_Jura do: No i wuj, że Hyosung!
Ja już o tym pisałem - ale wspomnę...
yamaha xj600n do: No i wuj, że Hyosung!
wszyscy tzw.znawcy pewnie jeżdżą a...
AAAaaaAAaa do: Czerwona gorączka.
"Ma to coś wsþólnego z gausow...
Więcej komentarzy
Moje linki

14.08.2013 22:23

Puk, Puk. Kto tam? Fachowcy.

Media huczą co chwila o kryzysie. Że niby ciężko, nie ma pracy i tym podobne. I albo wszystkie „tuby” pieprzą od rzeczy, albo ja czegoś nie ogarniam w kwestiach ekonomicznych. No bo skoro jest tak ciężko, to jak już się ma pracę, to powinno się ją szanować i o klienta zabiegać...

W poprzednim tekście pisałem o remontowaniu Dziadka Gixa, czym to wypełniałem sobie czas przez zimę i część wiosny, aby w końcu wyjechać na drogę ćwierćwieczną maszyną, która swego wieku za nic by nie zdradziła.

Dzisiaj napiszę kilka słów o tym, co może pójść przy takiej okazji niekoniecznie tak, jakbyśmy chcieli.

Pomimo, że wiele rzeczy przy motocyklu potrafię zrobić sam, a czasami nawet lubię je robić, to i tak kilka wizyt w warsztatach było koniecznych.
Z jednej strony były one wymuszone mocno ograniczonym czasem, jaki mogłem poświęcić na brudzenie sobie łapek, a z drugiej, nie ze wszystkim czułem się na siłach, czy też dość kompetentny, aby co delikatniejsze operacje przeprowadzać samodzielnie. To ostatnie zazwyczaj wiązało się też z brakiem odpowiednich narzędzi.
Myślałem sobie tak: Grubsze sprawy zostawię specjalistom, sam porobię trochę mniej wymagających rzeczy i na koniec wszystko złożę w biało-czerwoną całość. Będzie szybko, bezstresowo i spokojnie zdążę na wiosnę z pierwszymi jazdami. Z takim założeniem rozłożyłem Gixa do gołej ramy z piecem i rozpocząłem remont.

Na pierwszy ogień postanowiłem odświeżyć koła. Czyli piaskowanie i malowanie proszkowe. Najpierw telefon do wyspecjalizowanego warsztatu z zapytaniem, czy koła mają być zabezpieczone. Usłyszałem, że wolą zabezpieczać sami, bo klienci nie zawsze robią to tak, jak powinno się to robić. Dobra nasza, znaczy opinia warsztatu w środowisku zasłużona. Na miejscu jeszcze kilka razy dopytałem, czy wiedzą, których powierzchni nie można ruszyć. Odpowiedź jaką usłyszałem, sugerowała urażenie dumy zawodowej panów specjalistów.
Pierwszym zgrzytem tutaj okazała się nieterminowość. Jednak kilka dni spóźnienia natychmiast odeszło w niepamięć, kiedy zobaczyłem rezultat prac „fachowców”. Nie dość że niczego nie zabezpieczyli, to jeszcze wypiaskowali powierzchnie przylgowe tarcz hamulcowych i zamalowali wszystko, łącznie z gniazdami łożysk! Kierownik owego przybytku (ponoć sam motocyklista) bardzo mnie przeprosił i powiedział, że mam spróbować poprawić to gdzie indziej i przynieść mu fakturę. Cóż, reanimacja kół pochłonęła 6 godzin, osiem skalpeli i turystyczny kanisterek gazu... zobaczymy, co pan kierownik powie, jak zobaczy sumę na fakturze.

Nauczony tym doświadczeniem, golenie i wahacz zawiozłem gdzie indziej. Tam z kolei nie odtłuścili dobrze powierzchni i srebrny lakier proszkowy po zeszlifowaniu całego pryszczatego badziewia, nadawał się jedynie na podkład pod lakier, który położyłem sam. No, ale trzeba im oddać, że ramy pomocnicze i kilka innych dupereli pomalowali porządnie. Szkoda tylko, że udało im się akurat z elementami niewidocznymi...

Mechanicy nie byli lepsi. Korzystając z bliskości mojego biura i warsztatu motocyklowego o dobrej opinii, umówiłem się z chłopakami, że wstawię do nich maszynę z samego rana, a odbiorę po południu, wracając z pracy. Stwierdzili, że czasu spokojnie wystarczy, bo zarezerwują sobie cały dzień na Gixa. Ustaliliśmy także zakres prac.
Skończyło się dwugodzinnym czekaniem na maszynę dokańczaną już pod moim „nadzorem”, bo też zamiast z rana, „zaczęli ją robić dopiero niedawno, bo coś tam”. A zrobili tak dobrze, że w drodze do domu olej zachlapał mi całą maszynę i nogi, a pomimo tego było go na koniec w misce i tak sporo za dużo. Na dodatek wydech poharatany za sprawą niezbyt delikatnego poniewierania po betonie wył jak potępiony, bo połowa śrub dociskających kolektory była luźna... Trzy razy wracałem z poprawkami, ale w końcu zrobili tak, jak powinni. Ech.

Jednak gwoździem programu były plastiki. Pomijając kwestie związane z ich spawaniem, które oczywiście musiałem poprawiać, po połataniu, szpachlowaniu, wyszlifowaniu i ogólnie przygotowaniu powierzchni, postanowiłem spróbować nowości technologicznych i grafikę identyczną z oryginalną nanieść za pomocą oklejania foliami.
Tutaj również była obsuwa, ponad tygodniowa... A kiedy już dotarły do mnie paczki z elementami karoserii i zobaczyłem efekt prac „fachowców”, w pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś żart. Na dodatek dosyć kosztowny.
Napisy i logotypy były ewidentnie wycinane ręcznie, przy pomocy nożyczek i to gorzej, niż zrobiłaby to moja ośmioletnia córka (przeprowadziłem potwierdzający to eksperyment). Pasy i granice kolorów nie dochodziły do sąsiednich krawędzi. Na dodatek bąble powietrza, były wszędzie, nie tylko w zagięciach, ale nawet na płaskich powierzchniach. A wszystko pod niedokładnie i wybiórczo położoną pojedynczą warstwą pryśniętego od niechcenia „klaru”. Aha, byłbym zapomniał, że grafika jaką w ten sposób naniesiono nie miała nic wspólnego z grafiką, jaką zleciłem i której wzór został zatwierdzony, ani z żadną grafiką występującą kiedykolwiek w tym modelu motocykla. No, nie wiem jak głęboko w dupie trzeba mieć klienta, żeby z czerwonego błotnika zrobić trójkolorowy, a z jednolicie czerwonej blendy, białą. A wisienką na torcie było tutaj odesłanie nieoklejonego zbiornika z odręczną adnotacją, że ich ten element przerósł... Chociaż z drugiej strony, dzięki temu miałem trochę mniej folii do zrywania.

Koniec końców, polakierowałem wszystko sam, a naklejki, paski i logotypy po skopiowaniu i obrobieniu w Corelu, podesłałem do wycięcia na ploterze znajomemu.

Podsumowując prace zlecone fachowcom, jedynie tokarz przygotowujący mi elementy potrzebne do tulejowania gniazd osi wahacza, nie dał dupy. No ale ten gość to prawdziwy fachowiec, taki starej daty. Wszystko inne musiałem poprawiać lub robić od nowa.

A wnioski? Mam dwa, pierwszy to taki, że już żaden „fachowiec” nie będzie oglądał Dziadka Gixa inaczej, niż na drodze.
A drugi wniosek to taki, że nie zmienia się sprawdzonego miejsca tylko dla tego, że za sprawą przetasowań zawodowych ma się bliżej gdzie indziej. Z tego powodu silnikiem Czarnej Ciuchci zajmie się warsztat, do którego mam najdalej.
Jest i trzeci wniosek, tak mi się teraz przypomniał. Taki, że potrzeba jest matką i chyba cała ta sprawa ujawniła mój talent, co zdaje się potwierdzać złożona mi niedawno propozycja odrestaurowania trzydziestopięcioletniej, oryginalnej Vespy. Wygląd Gixa wystarczył za referencje. Nie powiem, żeby nie połechtało mnie to mile po mojej wiecznie nienasyconej próżności.

 

LwG. Zapowiada się ciekawa zima (z Vespą).

Komentarze : 7
2013-08-16 16:11:40 EasyXJRider

->Wierny Czytacz: Uprzejmie donoszę, że MisiekGT żyje i pomstuje. Szczegóły na jego blogu.

->Śniadanie: Co do mechaników obserwacje nasze się pokrywają. Po ostatnich przygodach właśnie do takiego wróciłem. A ten widząc Gixa rozchmurzył się na chwilę a oko mu zabłysło (tak jakby). Wziąłem to za uznanie dla mojej roboty.

Co do customów... A wiesz, że o tym przemyśliwuję? Mam pomysły na co najmniej siedem odjechanych (jak mi się wydaje) maszyn, a każda z innej parafi. Czarna Ciuchcia będzie pierwszym podejściem i testem. Właśnie w związku z tym byłem u tego ponurego.

2013-08-16 10:52:36 sniadanie

Znaczy się, że ktoś musi się jeszcze uczyć, choć myślał, że wie wszystko.
Mechanicy, warsztaty, temat rzeka, a nawet tysiąca rzek. Wszyscy inni, różni. Z moich obserwacji wynika, że najlepsi mechanicy to osobnicy pozbawieni poczucia humoru, opryskliwi i małomówni. Serio.
Może się niedługo w jakieś customy zabawisz, co? Stąd to, stamtąd to, koła jeszcze skądinąd i może być duży szał? To też serio pytanie: nie myślałeś o czymś takim? Wiem, że czas, ale czasem pewne zdolności domagają się czynów.

2013-08-15 22:12:25 EasyXJRider

->Klurik: I słusznie żeś uczynił. Forsowanie teorii o niepaleniu jednego cylindra w opisanej sytuacji... No ja pier...ę.

->Adiplo: Tylko żeby jeszcze mieć na to wszystko czas.

->Wierny Czytacz: Dzięki. Co do mojego przeterminowania, to ja już się tylko zastanawiam nad skalą tegoż...
Co do MiśkaGT, nie mam z nim żadnego kontaktu poza blogowym. Ale rzeczywiście, coś długo milczy.

->Zr7: Właśnie, przypomniałeś mi, że w Gixie też kilka razy poprawiali mi zawory. Na szczęście, obeszło się bez strat w sprzęcie. Co do morderczych odruchów, doskonale Cię rozumiem.

2013-08-15 21:27:55 zr 7

Moja ostatnia wizyta w warsztacie,dwa razy(regulacja zaworów) przyprawiła mnie o kilka siwych włosów. A to za sprawą zle założonego łańcucha rozrządu,co skutkowało nie równą pracą, a w końcu pogiętymi zaworami. Najchętniej udusiłbym tego "fachowca" gołymi rękami...

2013-08-15 19:16:45 wierny czytacz

Cóż można dodać do tego wpisu, może poza " True story bro " Mam jednakowoż :D zapytanie z innej beczki. Pozwolę sobie je zadać tutaj a później będę się tłumaczył.

Co się dzieje z Misiekgt?



Teraz się tłumaczę dlaczego zapytuję tu a nie u Jego blogu. Dodał On ostatni wpis 21 maja 2013, trochę czasu minęło i nie wiem czy zagląda na swój blog. Twó natomiast ma w ulubionych, a i niektóre wasze rozmowy pod waszymi wpisami pozwalają przypuszczać że macie ze sobą jakiś kontakt. Ciekaw jestem jak jego prawko i jak potoczyła się sprawa z odszkodowaniem za sqt.


P.S. Mógłbyś czasem napisać coś kontrowersyjnego, albo chociaż " dresiarskiego" Tak trzymasz poziom że już na ślepo daję 5 i dopiero później czytam, a i tak jeszcze nigdy się nie pomyliłem. Nawet jak się z Tobą nie zgadzam. ( Z Twoimi wizjami przyszłości w "Ogórki i prąd (znowu)". To piszesz rzeczowo i argumentami, jakoś tak nie po dzisiejszemu. Bez krzyku i zbędnej podniety a używasz argumentów i logicznych wywodów. Jakiś taki nie dzisiejszy jesteś, aż miło się czyta. Może Ty przeterminowany jesteś? ;)

2013-08-15 13:15:46 adiplo

Ja po wszystkich doświadczeniach z różnej maści mechanikami zarówno samochodowymi jak i motocyklowymi, hydraulikami, malarzami powiedziałem że już nigdy w życiu. Wolę samemu coś popsuć niż dać do popsucia paprakowi i jeszcze za to zapłacić. Zwraca się nawet koszt zakupu specjalnych narzędzi.

2013-08-15 08:32:49 Klurik (niezalogowany)

Przypomina mi się historia, w której główną rolę grał mój poprzedni motocykl. Otóż gdy był zimny, coś stukało w silniku, pojechałem więc do warsztatu o którym słyszałem, że jest dobry. Podjeżdżam, studzę motocykl, wychodzi fachowiec osłuchać... "Na jeden gar pali i dlatego tak klepie". Zasugerowałem, że może jednak nie jest tak źle, a ciepłe spaliny z obu wydechów (2w2) zdają się potwierdzać moją teorię. Fachowiec szedł w zaparte, więc zabrałem motocykl i rozebrał go ojciec ze swoim znajomym... Luźne łancuchy były.
Samochód po półrocznych poszukiwaniach też od znajomej osoby kupiłem, bo już kurczę nie mogłem wytrzymać tych bzdur...

  • Dodaj komentarz