19.07.2013 00:18
Ogórki i prąd (znowu).
Temat może niezbyt poważny, jednak drażliwy w środowisku i chociaż już raz do niego podchodziłem, to niedawna dyskusja na gruncie towarzyskim o (nie)zasadności (fajności, sensowności, seksowności i innych) napędu elektrycznego w jednośladach, oraz niedawne zwycięstwo elektrycznego motocykla w tegorocznym „wyścigu do chmur” (tak, elektrowóz objechał spalinówki) skłoniły mnie do ponownego przymierzenia się do tematu. A że wszystko już było...
Wyobraźcie sobie świat, w którym nie ma stacji benzynowych, tłokowe silniki cieplne spalania wewnętrznego są nowością, czy może raczej ciekawostką, znaną nieco dokładniej jedynie wąskiej grupie zainteresowanych najnowszą techniką. Przeciętny człowiek oszołomiony niedawnym zwycięstwem napędu parowego nad zaprzęgami, moc mechaniczną kojarzy jedynie z parą, węglem i wartością opałową, bo pojęcie oktanów jeszcze nie zostało wymyślone. W takich oto warunkach daje się słyszeć następujące głosy:
„Nie wiem, jak silniki spalinowe miałyby zastąpić napęd parowy, głównie ze względu na ich niską trwałość, która zresztą nie zaskakuje. Przy udarach cieplnych charakterystycznych dla wybuchowego spalania par alkoholu, żaden znany nam materiał nie może zachować swoich właściwości wystarczająco długo, aby zapewnić trwałość choćby zbliżoną do trwałości maszyny parowej.”
„Poważną przeszkodą w upowszechnieniu tej nowinki jest wymagana nieporównywalnie wyższa jakość paliwa. A nawet jeżeli takie da się tanio wyprodukować, to gdzie je uzupełnimy? Przecież zabierania zapasu paliwa na całą podróż jest tyleż bezsensowne, co zwyczajnie niewykonalne.”
„Zaznajomieni z tematem wiedzą o poważnej niedogodności nowej maszyny, której specyfika wymaga stosowania bardzo skomplikowanych skrzyń przekładniowych, jeżeli chcemy uzyskać parametry napędu porównywalne z maszynami parowymi. Moim zdaniem środki trwonione na tą ciekawostkę (bo tak to należy traktować) lepiej byłoby przeznaczyć na doskonalenie technologii parowej.”
„Huk, jaki towarzyszy przemieszczaniu się tymi wehikułami sprawia, że mam nadzieję na nieupowszechnianie się tego wynalazku. Inaczej wszyscy ogłuchniemy.”
Brzmi znajomo, prawda? No, ale dla równowagi należy dodać, że zwolennicy spalinowej nowinki często, w ramach kontrargumentacji, też wygadywali głupoty.
Generalnie, takie podejście do tematu na swój użytek nazywam ekstrapolacją liniową. Oznacza to, że zazwyczaj jedyny dostrzegany przez nas sposób rozwoju nowej technologii, to rozwój ilościowy. Przykładowo, jeżeli półlitrowy silnik spalinowy generuje 3 konie mechaniczne, to aby uzyskać 6 koni, silnik musi być litrowy. Wszyscy wiemy, że to nieprawda. Możemy podnieść stopień sprężania, poprawić jakość paliwa, zmniejszyć opory mechaniczne i zastosować kilka innych trików. Ale to już jest zmiana jakościowa i żeby ją przewidzieć (najczęściej raczej wyczuć), potrzebna jest ekstrapolacja systemowa.
Dla tego, pomimo świadomości wielu niedoskonałości napędu elektrycznego w dniu dzisiejszym wiem, że ich obejście jest tylko kwestią czasu. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu interesuję się tematem i dostrzegam pewien, moim zdaniem przyspieszający trend. Co prawda ani my, ani nasze dzieci nie zobaczymy (moim zdaniem) jeszcze odejścia napędów spalinowych, ale będziemy świadkami ich współistnienia z „elektrowozami”, które będą stopniowo wypierały poprzedników z kolejnych pól zastosowań do momentu, aż Dziadek Gix, Czarna Ciuchcia i ich pobratymcy znajdą przytuliska w garażach kolekcjonerów i miłośników moto-staroci.
A z mojego zainteresowania tematem napędów elektrycznych wynika też i to, że w komentarzach pod artykułami o motocyklach elektrycznych widzę niemal stuprocentową ignorancję. Ignorancję tak dużą, że aż niemożliwą do jakiejkolwiek sensownej kontrargumentacji, no bo przecież nie da się nauczyć tabliczki mnożenia kogoś, kto nie potrafi dodawać, ani odejmować. Ale to tak na marginesie.
Ciekawostka: Jeżeli wydaje się Wam, że etylina została wybrana do zasilania silników spalinowych, bo była do tego najlepsza, to się mylicie. Początkowo miał to być etanol, ale pan Ford i pan Rockefeller w warunkach bankietowych, dla obopólnej korzyści (majątkowej i towarzyskiej) postanowili inaczej. Kwestie techniczne miały drugorzędne znaczenie, a od ich rozwiązania obydwaj panowie mieli inżynierów.
LwG. Chcemy czy nie, prąd nadchodzi.
Komentarze : 12
->Gronostaj: Z tym dźwiękiem, że nie będzie gorzej, tylko inaczej, to dokładnie tak właśnie będzie.
Ha! Znalazłem :) Tegoroczne IOM TT Zero - jedno okrążenie wyspy Man na elektrykach. Najpierw macie drugi wyścig Supersport i tak od 35:00 interesujący nas tutaj materiał.
Ważne: Aby obejrzeć, musicie najpierw wylogować się ze wszystkich usług Google'a (Google+, konto Google, Gmail, Youtube itp. itd.).
https://docs.google.com/file/d/0BxMb7Bs11ygLRmpKN09Ec0FtdTg/edit?pli=1
Odnośnie dźwięku, precedens miał miejsce w lotnictwie. Fani gardłowego gulgotania silników gwiazdowych lub wycia mocarnych V-12, nie mogli pogodzić się z nadejściem epoki odrzutowej.
A jednak, sprężarka też nieźle daje, że już nie wspomnę, gdy można poczuć (tak tak - nie tyle usłyszeć, co poczuć) ryk pędzącego na dopalaczu myśliwca. Jako fan napędu tłokowo-benzynowego, muszę bezstronnie stwierdzić, że nie jest gorzej - jest inaczej.
Mając wybór, benzyna lub bateria, stoję twardo po stronie benzyny, ale nie obawiam się elektrycznej przyszłości. Byle koła były...
->Jary50cc: Jeżeli pod uwagę weźmiemy maszyny o parametrach pozwalających na nienabawienie się kompleksów w konfrontacji z sześćsetkami, czy nawet litrami, to najbardziej zaawansowane konstrukcje zaczynają osiągać przebiegi zbliżone do 300km na jednym ładowaniu. Oczywiście, w warunkach niezbyt rajdowego traktowania.
->Doomdoom: Kwestia przyzwyczajenia. Jednak nie zgodzę się z Twoją klasyfikacją dźwięku. Z racji prędkości obrotowych, a co za tym idzie, częstotliwościami, mi ten wizg kojarzy się raczej z turbinami, niż metrem.
póki co nie chce myśleć o tym, że nie słyszę za mną grzmotów mojej vałki, a tylko bezpłciowy szum metra
Jedyne co mam do elektryków to ich mały zasięg(chyba że się coś zmieniło to proszę o oświecenie). Szczerze to chciał bym się przejechać elektrycznym motocyklem i sprawdzić to na własnej skórze. Też myślę ze za jakiś czas elektryczny napęd wyprze silniki tłokowe(o ile nie wymyślą czegoś nowego bo kto wie). A co do dźwięku to słyszałem o tym że w jakimś autku tego typu leci z głośnika dźwięk spalinowca:)
->JBR: Doczekamy.
->Gronostaj: Zgadza się (to z kołami). Co do reszty, mając do wyboru dożyć i nie dożyć, zdecydowanie wybrałbym dożyć.
->Czupryn: Dzięki. Mnie nie przeraża, wręcz nie mogę się doczekać.
->Niecierpliwy: Nie miałem nic ciekawego do powiedzenia, to się nie odzywałem.
->Klurik: I właśnie z tego powodu zazdroszczę moim dzieciakom, że będą mogły wybierać: "dzisiaj pojechać spalinówką, czy elektrycznym.
Mam nadzieję,że kiedyś postawię sobie obok (wciąż dziarskiego) Dzidka Gixa jego elektrycznego spadkobiercę...
P.S. Co nie zmienia faktu, że z jeszcze większym uśmiechem słucham pracy popychaczy, szumiącej skrzyni biegów, czuję pulsowanie widlaka, którego niektórzy nazywają przeżytkiem i cieszę oczy błyskiem chromowanej stali, która przecież mogłaby zostać zastąpiona tworzywem, o ile lżejszym.
Któregoś dnia elektryczne motocykle wejdą do naszych garaży. Ba! Do naszych snów i dziecięcych marzeń. Będziemy gorączkowo przeglądali oferty szukając nówki sztuki nieśmiganej, niebitej z bateriami/ogniwami/czymkolwiekcorobibzzzttt w dobrym stanie. Chwilę później pierwsze elektryczne youngtimery przerabiane na nocne elektroracery (to będą takie caferacery tylko elektryczne, mówię wam), a my jesteśmy w pozazdroszczenia godnej pozycji. Możemy patrzeć jak się rodzą i stawiają pierwsze kroki.
Nooooo nareszcie jakiś wpis. Już myślałem że nie wyleziesz z tego garażu, albo że wyszedłeś i nie zsiadasz z dziadka gixa. Byłem pewien ze na kolejny wpis poczekam do pierwszych śniegów. Wpisu na razie nie będę komentował bo jeszcze nie czytałem. Najpierw musiałem dać upust własnej frustracji :D
Świetny tekst, Easy :)
Swoją drogą, mnie przeraża ucywilizowanie silników elektrycznych. Wiadomo, coś tam brzęczy, coś zgrzyta, ale nie daje to dziadostwo poczucia kilkunastu tysięcy wybuchów między jajami, co minutę. Nie mówiąc o tym, że z każdym mocniejszym szarpnięciem manetki Tośka ryczy jak jeleń w rui (na odpuszczeniu gwizda, więc zwyczajowo tylko rozkręcam).
Dopóki koła toczą się po asfalcie, to jest zabawa. Nie jestem przekonany, czy chciałbym dożyć takiej wizji przyszłości, jak w "Powrocie z gwiazd" Lema, gdzie klasyczny samochód z kołami był dość kosztownym ewenementem na drogach.
Obysmy doczekali tych czasow.... Jako staruszkowie, ale doczekali... Tego sobie, autorowi i wam zycze!
Archiwum
- grudzień 2014
- październik 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (72)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)